Paulina Nowosielska: Czy można już dziś przewidzieć, jakie będą koszty psychiczne wojny ukraińsko-rosyjskiej, przede wszystkim dla walczących żołnierzy?
Radosław Tworus:Nie, bo nie wiemy, ilu żołnierzy bierze udział w konflikcie oraz jakim fizycznym i psychicznym przygotowaniem dysponują. Nie wiemy, ilu jest żołnierzy jednostek specjalnych, a ilu z powszechnej mobilizacji albo takich, którzy zostali powołani pół roku czy rok przed wybuchem wojny. Bo doświadczenie bojowe też ma wpływ na pojawienie się ewentualnych problemów.
Podkreślił pan, że inaczej konsekwencje wojny będzie znosił wyszkolony żołnierz, a inaczej człowiek z powszechnej mobilizacji. Jak przygotowuje się tego pierwszego?
Podstawą wysokiej sprawności żołnierza jest wyszkolenie bojowe. Prawdziwe jest stare powiedzenie: im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w walce. Jeśli mówimy o dekompensacji stanu psychicznego, jakiejś formie załamania, to dużo większe prawdopodobieństwo jej wystąpienia jest wtedy, gdy człowiek styka się z sytuacją zaskakującą. Więc im więcej sposobów walki i technik działania przeciwnika przerobiliśmy w warunkach poligonowych, tym jesteśmy odporniejsi psychicznie. Bez wątpienia żołnierze jednostek specjalnych, którzy uczestniczyli w wielogodzinnych, różnorodnych rodzajach szkolenia, są zaprawieni i wśród nich najrzadziej występuje zjawisko dekompensacji.
Czyli najrzadziej są potencjalnymi pacjentami?
Tak, choć nie jest to regułą. Bo im mniej doświadczenia, tym większe ponosi się konsekwencje. Aktorowi występującemu na scenie po raz pierwszy mogą się łamać głos i drżeć ręce. Starsi stażem są w stanie zapanować nad tremą, bo wiedzą, czego się spodziewać.
A co, kiedy sceną są ulice miast? I gdy ktoś po raz pierwszy musi strzelać do drugiego człowieka?
Obcowanie ze śmiercią jest wyzwaniem ekstremalnym. Ale i w takiej sytuacji wielkie znaczenie mają doświadczenie oraz świadomość tego, co się robi. Przecież lista zawodów, które na co dzień mają do czynienia ze śmiercią, jest długa: ratownicy medyczni, pielęgniarki czy lekarze. A wracając do wojny: we współczesnym konflikcie kluczowy jest element nieprzewidywalności. Szczególnie jeśli chodzi o wojnę w mieście, o której się mówi, że jest najtrudniejszym elementem działań militarnych. Przenosząc to na ostatnie wydarzenia: armia Federacji Rosyjskiej będzie musiała zmierzyć się z wyzwaniem, gdy za każdym zaułkiem, ścianą budynku, w każdym oknie bloku czy sklepu może pojawić się ukraiński obrońca gotowy do strzału. I tu skala nagłych działań bojowych znacząco wzrasta. Wracamy więc do poziomu wyszkolenia żołnierzy oraz tego, jakich mają dowódców, czy cieszą się oni autorytetem. Pamiętam opowieści naszych żołnierzy z Afganistanu, które dobrze zobrazują sytuację. Pacjenci opowiadali, że działania przebiegały sprawnie, dopóki nie został zabity dowódca patrolu. I choć nie uważali go za najlepszego taktyka, nagle okazało się, że jego brak rujnuje dalsze działanie. Gdy nie było komu dowodzić, pojawiły się panika i dezorganizacja. Podoficer, który musiał ad hoc przejąć obowiązki, był sparaliżowany strachem. Żołnierze relacjonowali, że zapanował chaos, w wyniku którego ponieśli straty nieproporcjonalne do sił przeciwnika. To pokazuje, jak mądre zarządzanie redukuje poziom napięcia. Bardzo istotne jest także to, by walczący miał świadomość zabezpieczenia medycznego, nie tylko w miejscu walki. Ale też profesjonalnego zaplecza, dzięki któremu zostanie szybko ewakuowany. Ta świadomość jest szalenie istotna w budowaniu morale i psychiki.