Rezygnacja z NATO i Unii Europejskiej niczego by nie rozwiązała, podobnie jak ograniczenie sił zbrojnych Ukrainy do jakiejś minimalnej liczby. Wręcz przeciwnie, prowadziłoby do kolejnych najazdów rosyjskich; rozbrojona Ukraina byłaby podatna na takie szantaże - powiedział szef Biura Polityki Międzynarodowej KPRP w piątek w TVP1.
Kumoch stwierdził, że "Ukraina, która nigdy nie wejdzie do NATO, byłaby Ukrainą, która będzie na wieki związana z Rosją".
Nie jesteśmy naiwni, nie twierdzimy, że Ukraina nagle znajdzie się w NATO, natomiast zakazywanie je wstępowania do Sojuszu tworzy z niej quasi-państwo. Do tego Rosja dąży, Ukraińcy się na to nie zgodzą - powiedział.
Członkostwo Ukrainy w UE
Odniósł się też do wyrażanego przez polityków niektórych krajów sceptycyzmu wobec perspektywy członkostwa Ukrainy w UE. Kumoch stwierdził, że "szokująca jest postawa premiera Holandii". - Nie dlatego, że Holandia jest entuzjastką rozszerzenia, bo wiemy dobrze, że nie jest - powiedział wspominając opór tego państwa wobec przyjęcia do Unii państw ze wschodu i południa Europy.
Premier Mark Rutte powiedział w środę, że Holandia nie popiera członkostwa Ukrainy w UE oraz że Unia nie powinna "pośpiesznie" wycofywać się z importu gazu z Rosji. W czwartek przed szczytem UE, holenderski premier powiedział dziennikarzom, że jest ważne, że Ukraina złożyła wniosek o członkostwo w UE, ale nie ma czegoś takiego jak przyspieszona procedura akcesyjna. - To wieloletnia procedura. Musimy przyjrzeć się temu, co możemy zrobić w krótkim okresie – powiedział.
Odnosząc się do Niemiec Kumoch stwierdził, że "to jest jeszcze większy paradoks, bo Niemcy jako społeczeństwo - co wynika z ostatnich sondaży - zmienili zdanie". - I zmienili zdanie również na temat NATO, armii, przyjęcia Ukrainy, współpracy z Europą środkowo-wschodnią - dodał.
Kumoch stwierdził, że Niemcy to rozsądni ludzie, którzy szybko się adaptują. - Natomiast klasa polityczna niemiecka się nie adaptuje - ocenił. - Zespół powiązań, który został kiedyś wypracowany - gospodarczych powiązań z Rosją - okazuje się jest dużo bardziej silny niż powojenne emocje Niemców, na które zawsze klasa polityczna się powoływała - powiedział.