Mylenie przez Niemcy odpowiedzialności za własną faszystowską przeszłość z poczuciem winy wobec Rosji, traktowanej jako główna ofiara II wojny światowej, stało się rosyjską bronią szczególnie po roku 2010 - uważa Snyder.
Jak wyjaśnia, dla Putina "nazista" - to ktoś, kto najechał Rosję lub, według rosyjskich przywódców, mógłby zagrozić Rosji lub być jej w jakikolwiek sposób przeciwny. Z takiej perspektywy, Rosjanin jest z definicji antyfaszystą – nawet jeśli to, co robi, jest w oczywisty sposób faszystowskie. Dlatego we współczesnej Rosji o historii rosyjskiej kolaboracji z nazistami zupełnie się nie wspomina. Prawo zabrania dyskusji na temat paktu Ribbentrop-Mołotow, a trudny temat zbrodni stalinowskich, w tym głodu na Ukrainie, jest oficjalnym tabu – podkreśla historyk.
Mimo że rosyjska polityka pamięci jest dokładnym przeciwieństwem niemieckiej, nigdy nie stanowiło to problemu dla Niemiec. Niemcy odczuwali poczucie winy, a wina, jak doskonale wie Władimir Putin, jest narzędziem dominacji - dodaje Snyder. Putin i jego towarzysze broni bardzo lubili wykorzystywać niemiecką winę jako środek polityczny. W kraju zarzuty o nazizm wymierzane były w tych, którzy w jakikolwiek sposób sprzeciwiali się Putinowi. W polityce zagranicznej to oskarżenie miało na celu skłonienie innych do zrobienia tego, czego chciał Putin - zauważa historyk.
Snyder: To było tragedią ostatnich lat
Tragedia ostatnich lat polega na tym, że Niemcy szukali odkupienia za swój faszyzm u ludzi, którzy w oczywisty sposób sami są faszystami. Po raz kolejny pakt Ribbentrop-Mołotow był zwieńczeniem współpracy Berlina z Moskwą i zmienił świat - twierdzi Snyder. Jego zdaniem dyskusje o zależności energetycznej Niemiec od Rosji potoczyłyby się inaczej, gdyby pakt odgrywał częstszą rolę we wspólnie projektowanej polityce pamięci Berlina i Moskwy. Gdyby niemieccy politycy byli świadomi wagi paktu Ribbentrop-Mołotow, trudno byłoby im moralnie uzasadnić zakup gazu ziemnego z Rosji. Zamiast tego, niemieckie płatności za paliwa kopalne pomogły sfinansować dwie kolejne rosyjskie agresje wojenne w Europie Wschodniej - podkreśla Snyder.
Teraz, po drugiej inwazji Rosji na Ukrainę, Niemcy tłumaczą, że uzależnienie ich kraju od rosyjskiej ropy i gazu ogranicza ich opcje polityczne. Jednak wejście w tę zależność było świadomą decyzją polityczną, były inne opcje - zauważa historyk. Od tamtego czasu to ta zależność kształtowała niemiecki dyskurs, aGerhard Schroeder to tylko wulgarny symbol ogólnego zjawiska. Jak podkreśla Snyder, Niemcy powinni byli rozpocząć debatę o Ukrainie co najmniej 30 lat temu, ale wciąż mają szansę zerwać ze swoim "kolonialnym podejściem" wobec Ukrainy i stanąć po właściwej stronie w wojnie z faszyzmem. Demokracja niemiecka tego potrzebuje, a reszta z nas, nie tylko Ukraińcy, potrzebuje demokracji niemieckiej - konstatuje.
Niemcy są dumne ze swojego antyfaszyzmu i polityki pamięci, mają rację uważając, że demokracja wymaga regularnego studiowania historii, zwłaszcza II wojny światowej i Holokaustu - dodaje historyk, przypominając, że podczas II wojny światowej Ukraina znajdowała się między Związkiem Radzieckim a Rzeszą Niemiecką, przy czym w czasach sowieckich na Ukrainie zginęło więcej cywilów, niż w Rosji. W walce z Niemcami poległo też więcej ukraińskich żołnierzy, niż amerykańskich, brytyjskich i francuskich razem wziętych.
Jak podkreśla Snyder, wszystko to bardzo aktywnie ignorowano po zakończeniu II wojny światowej, zarówno w Bonn, jak i w Moskwie. Zamiast tego w Bonn wzmocniono historyczne mity, (…) jako główne ofiary wojny (po Żydach) uznając Rosjan. Dlatego to do Moskwypojechano po rozgrzeszenie (i gaz ziemny), a kontakty z moskiewskimi autokratami były moralnie uzasadniane II wojną światową - podkreśla amerykański historyk.
Marzena Szulc