Gazeta powołuje się m.in. na raport brytyjskiego ośrodka RUSI, który stwierdził, że "obecne podejście, według którego każdy kraj ofiarowuje baterię dział po kawałku szybko staje się logistycznym koszmarem dla ukraińskich sił, bo każda bateria wymaga oddzielnego procesu szkolenia, konserwacji i logistyki".

Reklama

Jak powiedział dziennikowi autor raportu Jack Watling, platformy artyleryjskie, jakie otrzymała Ukraina - m.in. francuskie haubice samobieżne Caesar, niemieckie Panzerhauitze 2000, polskie AHS Krab, amerykańskie M109 i słowackie Zuzany, a także włoskie i amerykańskie haubice holowane - mają niewiele wspólnych punktów. Mimo tego samego kalibru dział i prób standardyzacji w ramach NATO, rzadko kiedy wykorzystują one tę samą amunicję.

Według cytowanych przez "WSJ" ekspertów, choć zachodnie systemy są skuteczniejsze i bardziej precyzyjne, to są też bardziej skomplikowane w obsłudze. Co więcej, stosunkowo niewielka liczba sztuk każdego z systemów utrudnia ich konserwację i naprawę, wykluczając ich rotację na froncie. Ograniczona przez to jest też liczba części zamiennych, co oznacza w praktyce, że awaria jednej maszyny oznacza konieczność wycofania jej z walki.

Reklama

Według Watlinga wnioskiem płynącym z tych doświadczeń jest ograniczenie liczby rodzajów ofiarowywanego sprzętu, np. transporterów opancerzonych i bojowych wozów piechoty.