Mowa o co najmniej pięciu oficerach znanych z imienia i nazwiska. Przykładowo, starszy porucznik Rusłan Łewanow odmówił w lipcu przeprowadzenia natarcia na pozycje przeciwnika i opanowania terenu kontrolowanego przez Ukraińców "za wszelką cenę", bez liczenia się ze stratami ludzkimi. Oficer napisał raport w sprawie zwolnienia ze służby, po czym został przewieziony w bagażniku samochodu do "centrum przywracania zdolności bojowej", czyli aresztu w okupowanej miejscowości Brianka na Ługańszczyźnie - relacjonowała matka uwięzionego żołnierza, cytowana przez Radio Swoboda.
Aresztowanych "przeniesiono do jakiejś piwnicy", a następnie rodziny utraciły z nimi kontakt. We wrześniu nagle pojawiła się informacja, że cała piątka oficerów jakoby zginęła jeszcze w lipcu w ostrzale artyleryjskim. Według ich towarzyszy broni niepokorni wojskowi mogli jednak zostać zamordowani podczas "zajęć wychowawczych" w "centrum reedukacji" w Briance, gdzie na porządku dziennym są tortury i przemoc fizyczna - czytamy na łamach niezależnych mediów.
"Nikt nie przyjmuje ani nie rozpatruje ich raportów"
"Żołnierze kontraktowi z Rosji, którzy nie chcą dłużej walczyć na Ukrainie, trafiają do aresztu pod Ługańskiem. Więźniowie otrzymują jedzenie raz dziennie. Nikt nie przyjmuje ani nie rozpatruje ich raportów o odmowie walki" - alarmował już w połowie lipca niezależny rosyjski portal Mediazona.
W listopadzie pojawiły się doniesienia, że szczególnie drastyczne metody są stosowane w powiązanej z Kremlem prywatnej firmie wojskowej, znanej jako grupa Wagnera. Najemnicy, którzy dezerterują z frontu lub odmawiają dalszego udziału w wojnie mają być tam karani śmiercią.