W sondażu stacji NBC z końca czerwca aż 49 proc. zarejestrowanych wyborców w USA wyraziło negatywne zdanie na temat wiceprezydent Kamali Harris. Pozytywnie jej dorobek polityczny oceniło jedynie 32 proc. ankietowanych. To koszmarne wyniki, najgorsze w historii badań popularności wiceprezydentury. Nigdy wcześniej żaden zastępca przywódcy USA nie miał aż 17 punktów procentowych różnicy między oceną pozytywną a negatywną. Dla porównania, prezydent Joe Biden może cieszyć się lepszymi wynikami, jego politykę popiera obecnie ok. 42 proc. Amerykanów, ok. 53 proc. jest przeciwnych.
Mimo tak fatalnych notowań Harris otoczenie ubiegającego się o reelekcję 80-latka wiążę z jej rolą w kampanii spore nadzieje. Podobnie jak w 2020 roku, gdy jako pierwsza kobieta i pierwsza osoba o innym kolorze skóry niż biały starała się u boku Bidena o urząd wiceprezydenta. Była wtedy popularna wśród wyborców młodszych, mniejszości, cieszyła się sympatią liberalnych czasopism i kolorowych magazynów, a pandemicznej kampanii Bidena, ocenianej jako nudna i defensywna, nadała dynamiki i świeżości. Głównego kandydata dobrze uzupełniała politycznie, przyciągała wyborców o innym profilu niż on. Szybko podniosły się spekulacje, że być może w 2024 roku zawalczy o najwyższy urząd w kraju.
Harris w cieniu Bidena
W Białym Domu Kalifornijka o pochodzeniu tamilijsko-jamajskim nieco przepadła, znalazła się w cieniu Bidena, doświadczonego waszyngtońskiego wyjadacza. Niemal od razu oddelegowana została do niewdzięcznej roli koordynacji polityki migracyjnej i to na nią w znacznej mierze spadała krytyka za wszelkie kryzysy na południowej granicy USA. Mimo czterech lat doświadczenia na Kapitolu jako senator nie poruszała się też sprawnie w tematach międzynarodowych, które z powodu wojny w Ukrainie stały się dla Białego Domu kluczowe, a w których głównym rozgrywającym w Waszyngtonie jest zdecydowanie Biden i jego najbliżsi doradcy jak Jake Sullivan.
Byłej prokurator generalnej Kalifornii ciężko było więc zbić jakikolwiek polityczny kapitał i okazało się, że sięgające prezydentury ambicje trzeba odłożyć w czasie. A jedynym celem na wybory w 2024 roku może być zaledwie ponowne wystartowanie na karcie wyborczej w duecie z Bidenem.
Kampanii, już oficjalnie przez Bidena i Harris zainaugurowanej, ta druga ponownie nadać ma wigoru. Nieco na dalszy plan sprowadzić kwestię wieku prezydenta (80 lat), która Amerykanów niepokoi. Z niedawnego badania „Washington Post” wynika, że aż 63 proc. wyborców w USA twierdzi, że Biden nie jest wystarczająco sprawny mentalnie do pełnienia najważniejszego urzędu w kraju. Przy tym 58-letnia Harris wytrzymać będzie musiała ataki republikanów, którzy regularnie oskarżają ją o niekompetencję, krytykują za płytkie i naiwne w ich ocenie przemówienia. Senator Ted Cruz z tej partii niedawno naśmiewał się z pomysłu, by mogła rozmawiać jak równy z równym z chińskim prezydentem Xi Jinpingiem czy rosyjskim przywódcą Władimirem Putinem. A konserwatywny prezenter radiowy Buck Sexton oceniał, że „każde przemówienie Harris brzmi jak najbardziej nudne wystąpienie z zebrania działu HR”.
Kalifornijka zdaje sobie ze swoich ograniczeń, jej otoczenie przyznaje że pierwsze dwa lata w Białym Domu były ciężkie. Ale nie zamierza się poddawać. Od początku roku doradcy Harris wdrażają nową strategię, bardziej nastawioną na kampanię. Wiceprezydent w tym roku więcej podróżuje po kraju spotykając się z partyjnymi darczyńcami i stanowymi władzami, zwłaszcza z ramienia demokratów.
W przemówieniach skupia się na tematach, w których czuje się pewniej, jak obrona szerokiego prawa do aborcji i liberalno-lewicowych wartości czy zachwalaniu wielomiliardowych inwestycji rządu w infrastrukturę. - Nadszedł czas, by skłonić do drugiego spojrzenia na Harris. Większość złych informacji o niej, to po prostu stare informacje – przekonywał na łamach Politico Jamal Simmons, jej były dyrektor do spraw komunikacji.