Oprócz dość ezoterycznego trwającego sporu o praworządność, którego uczciwie mówiąc nawet większość obserwatorów Europy nie rozumie, Warszawa ma obecnie dwa poważne zarzuty wobec centralnych organów UE. Jednym z nich jest ich rosnący nacisk na centralizację kontroli imigracji, a w szczególności relokację nielegalnych przybyszów; drugim jest to, co Polska postrzega jako brak współczucia UE dla swoich rolników stojących w obliczu spadku cen wskutek zalewu taniego ukraińskiego zboża - pisze Tettenborn.

Reklama

Referendum w Polsce

Uważa on, że dodanie pytania o przyjmowanie nielegalnych imigrantów do referendum jest zręczną zagrywką ze strony Prawa i Sprawiedliwości, które prosząc o mandat do działania z całkowitym naruszeniem niepopularnego prawa UE, postawi Brukselę w trudnej sytuacji. - UE będzie oczywiście głośno sapać na temat o różnicy między demokracją a populizmem oraz o potrzebie nadrzędności prawa UE nad nawet krajowymi konstytucjami. Niestety, bez względu na to, jak dobrze może to wypaść w Brukseli, można podejrzewać, że nie będzie to miało większego znaczenia w Białymstoku - wskazuje autor.

Przewiduje, że jeśli referendum przejdzie, rozpoczną się prawne i polityczne fajerwerki. Jak wskazuje, co prawda, Europejski Trybunał Sprawiedliwości mógłby, i prawdopodobnie by to zrobił, gdyby został o to poproszony, nakazać rządowi w Warszawie zignorowanie woli własnego narodu i zignorowanie wszelkich wynikających z tego przepisów uchwalonych przez Sejm.

Reklama

Ale czy tego naprawdę chce Bruksela? Taki rozkaz prawdopodobnie nie zostałby wykonany, pozostawiając Brukselę niczym Świętego Cesarza Rzymskiego, uzbrojoną w atrybuty, ale nie praktyczne aspekty władzy. W żadnym razie Berlaymont może nie chcieć, aby podobno demokratyczna UE po raz kolejny została postrzegana, że znowu wzywa, by powszechne głosowanie zostało wyrzucone - pisze Tettenborn.

Ukraińskie zboże

Reklama

Jeśli chodzi o ukraińskie zboże, to jak zauważa, postawa UE w sprawie przedłużenia wygasającego za trzy tygodnie tymczasowego zamknięcia dla niego rynków krajów Europy Środkowo-Wschodniej jest niejasna, a Bruksela w tej kwestii znowu znalazła się niewygodnej sytuacji. "Jeśli Polska, do której mogą dołączyć Bułgaria, Słowacja i Węgry, podejmie jednostronne działania, niewiele będzie mogła zrobić. Brukselska biurokracja stoi przed niesmacznym wyborem między byciem postrzeganą jako małostkowa wobec Ukrainy a wydawaniem się bezsilną na własnym podwórku" - ocenia.

Zmiana rządu w Warszawie

Jak zauważa Tettenborn, promykiem nadziei dla zwolenników Brukseli byłaby zmiana rządu w Warszawie, która sprawiłaby, że wiele z ich zmartwień zniknie. - Nic dziwnego, że pracują w tym celu. Unijna nomenklatura - która zawsze nienawidziła partii PiS i której były przewodniczący Rady, Donald Tusk, przewodzi obecnie opozycyjnej Platformie Obywatelskiej - nie ukrywa, że chce odejścia Morawieckiego - wskazuje.

Z drugiej strony, jeśli sprawy nie potoczą się po myśli UE - a na razie PiS utrzymuje niewielką przewagę - problemy Brukseli dopiero się zaczną. Bruksela będzie potrzebowała wszystkich umiejętności dyplomatycznych, jakie może znaleźć, aby postawić na swoim w Europie Wschodniej, aby Polska nie wierzgała. Będzie też musiała zdać sobie sprawę, że pomimo całej teorii o nadrzędności prawa UE, w wielu przypadkach, w tym w tak gorących kwestiach, jak imigracja i ukraińskie zboże, nie będzie miała innego wyboru, jak tylko zacisnąć zęby i pozwolić członkom UE działać po swojemu - przewiduje prof. Tettenborn.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński