Jeśli chodzi o sumę zadośćuczynienia, prof. Tettenborn uważa, że choć w przyszłości Niemcy zdecydują się wypłacić Polsce jakieś pieniądze, by zamknąć temat reparacji, to na pewno nie będzie to kwota zbliżona do 1,3 biliona euro, czyli tej, jaką polski rząd oszacował w opublikowanym we wrześniu zeszłego roku raporcie o stratach w wyniku niemieckiej agresji i okupacji.
Argument moralny
Z moralnego punktu widzenia argument na rzecz reparacji dla Polski jest jasny, bo Niemcy nigdy w pełni nie zapłaciły Polsce odszkodowań za wojnę w latach 1939-45, a mają od niej znacznie więcej pieniędzy – mówi Tettenborn.
Zaznacza jednak, że znacznie trudniej będzie udowodnić zasadność polskich roszczeń z prawnego punktu widzenia i jest kilka przyczyn tego. Po pierwsze, w prawie międzynarodowym publicznym jest doktryna, zgodnie z którą jeśli zbyt długo się zwleka ze złożeniem roszczeń, można je przegrać, i zostało to wskazane przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w 1992 r. A Polska po raz pierwszy poważnie zaczęła mówić o swoich roszczeniach w 2015 r., a więc 70 lat po wydarzeniach, których one dotyczą. Po drugie, w 1953 r. ówczesny przywódca Polski Bolesław Bierut (zbrodniarz komunistyczny, współpracownik NKWD, odpowiedzialny za sowietyzację Polski i służalczy wobec Moskwy - PAP) uzgodnił z Niemcami zrzeczenie się prawa do reparacji. Oczywiście prawdą jest, że w tym czasie Polska była pod butem Związku Sowieckiego i są argumenty, że ta deklaracja jest nieważna. Większość prawników zajmujących się prawem międzynarodowym, z którymi rozmawiałem, uważa jednak, że jest ważna – wyjaśnia prof. Tettenborn.
Kolejnym powodem jest, jak wskazuje, to, że aby wnieść prawne roszczenie, potrzebny jest trybunał, przed którym zostanie ono wniesione, tymczasem Niemcy uznają jurysdykcję Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości tylko w odniesieniu do wydarzeń po 2008 r., i jeśli Polska wniesie sprawę do MTS, by wymusił on od Niemiec wypłatę odszkodowań, ten odpowie, że nie ma do tego jurysdykcji.
Miliardy, nie biliony
Zatem z prawnego punktu widzenia jest to bardzo trudne, ale reparacje są szczerze mówiąc sprawą bardziej polityczną niż prawną. Te moralne argumenty stały się teraz jeszcze silniejsze, gdy Polska dokonywała wielkich poświęceń, by pomóc Ukrainie, a Niemcy faktycznie siedziały i martwiły się o przychody koncernu Volkswagen. Mam podejrzenie, że w ciągu kilku lat – jeśli Polska nadal będzie forsować swoje roszczenia – premier Mateusz Morawiecki albo prezydent Andrzej Duda otrzymają nieoficjalne zapytanie z Berlina treści: "Nie zgadzamy się z waszymi roszczeniami, ale nieoficjalnie: ile chcecie, by zamknąć tę sprawę?" – mówi Tettenborn. Jak zaznacza, spodziewa się jednak, że ze strony Niemiec będzie to oferta raczej miliardów euro, być może będzie to całkiem znacząca kwota, ale nic zbliżonego do 1,3 biliona euro.
Odnosząc się do wojny na Ukrainie i tego, czy konieczność wypłaty przez Rosję reparacji, w przypadku przegranej, może pomóc w polskich roszczeniach, Tettenborn podkreśla, że nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że zgodnie z prawem międzynarodowym każde państwo, które zaatakowało inne państwo bez żadnego powodu, jest zobowiązane do wypłaty reparacji. Wyjaśnia zatem, że w 1945 r. nie było żadnych wątpliwości, że Polsce należą się reparacje ze strony Niemiec, problemem z związanym z polskimi roszczeniami mogą być natomiast wydarzenia, które nastąpiły później.
Rada Europy
Zapytany o to, w jaki sposób Polska powinna forsować kwestię reparacji, aby odnieść sukces, prof. Tettenborn zastrzega, że decyzje w tej sprawie są poza jego kompetencjami, ale sugeruje, że dobrą drogą jest podnoszenie tej kwestii na forum Rady Europy. Jak wyjaśnia, choć Rada Europy jest ciałem, gdzie głównie się dyskutuje, a nie wyposażonym w realne kompetencje, ale żaden kraj nie chce być w niej zawstydzany na tym forum, a zwłaszcza w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy. Sprawa w dużej mierze polega na mobilizowaniu światowej opinii i stałe wskazywanie, że niemiecki rząd odmawia rozmawiania w dobrej wierze na ten temat może być skuteczną presją – dodaje.
Tettenborn uważa, że wspólne podnoszenie kwestii reparacji przez Polskę oraz Grecję i Serbię, z którymi Niemcy też nie rozliczyły się za II wojnę światową, zwiększa szanse powodzenia. Spójrzmy na to z punktu widzenia kanclerza Olafa Scholza – jeśli osiągnąłby porozumienie np. z Polską, może być pewien, że inne kraje tym bardziej zintensyfikują swoje roszczenia. Jeśli byłyby jakieś czterostronne negocjacje – z jednej strony Niemcy, z drugiej Polska, Grecja i Serbia, i Niemcy przedstawiłyby jakąś rozsądną ofertę, mogą być niemal pewne, że nikt już nie będzie wychodził z nowymi żądaniami – wyjaśnia.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński