Kiedy 23 sierpnia katastrofie uległ samolot, na pokładzie którego znajdował się nie tylko Jewgienij Prigożyn, ale również jego "prawa ręka" - Dmitrij Utkin, przyszłość Grupy Wagnera stanęła pod dużym znakiem zapytania. Wraz z nią - operacje Grupy Wagnera, które firma prowadziła w kilku państwach Afryki.

Reklama

Po śmierci Prigożyna urzędnicy Kremla zapewniali głowy kilku afrykańskich państw, że Moskwa przejmie kontrolę nad operacjami Grupy Wagnera. Na kanale firmy w serwisie społecznościowym Telegram ukazał się komunikat, który miał uspokoić sytuację: "Towarzysze. Informujemy, że PKW Wagner nie zatrzymał się i kontynuuje swoją pracę na kierunku afrykańskim i białoruskim. Nie ma mowy o zamknięciu spółki. Dowództwo PKW nadal zarządza firmą i wywiązuje się ze wszystkich zadań. Nie wierzcie plotkom. Ufajcie informacjom pochodzącym tylko z oficjalnych kanałów firmy" - napisano.

Co dalej?

Po śmierci Prigożyna i Utkina część najemników podpisała kontrakty z regularną rosyjską armią, część trafiła do mniejszych prywatnych firm wojskowych, część - na Białoruś, gdzie ok. 200 z nich w dalszym ciągu pełni funkcję instruktorów w oddziałach specjalnych MSW i ministerstwa obrony Białorusi. Władze w Mińsku część z nich próbują zwerbować do własnej firmy wojskowej Gardserwis. Są też tacy, którzy - jak twierdzi ukraiński dowódca Ołeksandr Tarnawski - "pojawiają się w różnych miejscach na linii frontu na Ukrainie".

Ukraińskie Centrum Narodowego Sprzeciwu w portalu Sprotyw podało kilka dni temu, że z początkowej liczby 6 tysięcy najemników Grupy Wagnera na Białorusi zostało mniej niż tysiąc.

Reklama

Nieco inaczej wyglądają interesy Grupy Wagnera w Afryce, gdzie - w kilku krajach - firma doradza afrykańskim prezydentom, wspiera dyktatorów, i pełni rolę zbrojnej ręki podczas rozmaitych zagrożeń jak powstania rebeliantów. Jest oskarżana o tortury i zabójstwa cywilów. Miesza się do polityki, organizując kampanie propagandowe. I czerpie zyski z wydobycia złota i diamentów.

I tu pojawia się Sytyj…

Nad tymi właśnie afrykańskimi przedsięwzięciami kontrolę ma przejąć Dmitrij Sytyj - ustalili dziennikarze "The Wall Street Journal".

Prigożyn i Sytyj mieli poznać się w 2018 roku, kiedy wykształcony w Paryżu biznesmen pojawił się w Republice Środkowoafrykańskiej jako tłumacz. Wcześniej miał też pracować jako "internetowy troll" w Grupie Wagnera, odpowiedzialny za szerzenie dezinformacji w sieci. Mówi po po francusku, angielsku i hiszpańsku i zupełnie nie przypomina silnie zbudowanych i wytatuowanych najemników. Ma długie włosy, jest dość szczupły.

To on szybko stał się nieformalnym nadzorcą nad afrykańskimi interesami Grupy Wagnera w kilku krajach. Poza Republiką Środkowoafrykańską widywano go także w Kamerunie, Czadzie, Sudanie i Nigrze.

Sytyj stracił trzy palce prawej ręki w wyniku wybuchu przesyłki listowej z materiałem wybuchowym w Bangi, stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej pod koniec 2022 r. 34-latek rozpowszechnił wersję, jakoby za wybuchowym listem miały stać służby dawnej kolonialnej potęgi - znienawidzonej przez mieszkańców Francji.

Sytyj opływa w luksusy. Mieszka w byłej rezydencji prezydenta, korzysta z ochrony najemników, pojawia się w najlepszych restauracjach i jeździ drogimi samochodami bez tablic rejestracyjnych.