Pierre Richer - tak się nazywa posiadacz wielomilionowej fortuny. Nie jest jednak biznesmenem czy maklerem. Nie pracuje też jako szef banku. Ten 60-letni mężczyzna jest za to zwykłym kierowcą do którego pewnego dnia uśmiechnął się los.
"Kosztowało mnie to 10 dolarów"
Nie zamierzałem w tym tygodniu grać na loterii, ale miałem w kieszeniach dwa kupony. Poszedłem je wykorzystać i poprosiłem przy kasie o dwa kupony Lotto Max i tak to się stało. Kosztowało mnie to 10 dolarów - tak wspomina dzień, w którym zrealizował kupon w loterii Lotto Max organizowanej przez kanadyjską firmę Loto-Québec.
Wygrał fortunę i poszedł do pracy
Mężczyzna pracuje na stanowisku kierowcy w firmie cateringowej. Zapewne wielu ludzi, po takiej wygranej z przyjemnością spełniło by marzenie, o tym, że "mogą już nie pracować do końca życia". Tym bardziej, że bohater tej historii zbliża się do emerytury. Ale nie Pierre Richer. W poniedziałek (po wygranej) stawił się w pracy na godz. 4:30, zupełnie tak jakby nie było żadnego kuponu i wygranej w loterii.
Nie mogę tak po prostu ich zostawić, bo beze mnie dział wysyłki nie jest w stanie funkcjonować - tłumaczy.
Milioner z przypadku raczej nie planuje szastać forsą na lewo i prawo. Co więcej, jak donoszą media, Richer nie zamierza też przedwcześnie kończyć aktywności zawodowej i odchodzić na emeryturę.