Iran, przynajmniej teoretycznie, jest regionalną potęgą wojskową. Armia islamskiej republiki liczy ponad 610 tysięcy żołnierzy, dysponuje 400 samolotami bojowymi, ma około 2 tysięcy czołgów, 142 śmigłowce i 101 okrętów wojennych, w tym choćby fregaty. Do tego wyposażona jest w drony bojowe oraz rakiety balistyczne. Do tego wsparta jest uzbrojonymi bojówkami Hezbollahu, aktywnymi w Libanie i w Syrii. Wspierają ją też takie organizacje terrorystyczne, jak Hamas.
Iran to papierowy tygrys
Wydawać by się mogło, że na tle sił Izraela to prawdziwa potęga. Jak jest naprawdę? Prawdziwą siłą Iranu są drony bojowe i rakiety balistyczne o zasięgu do 2 tysięcy kilometrów. O ile, jak pokazał niedzielny atak, Izrael, wsparty przez USA i Wielką Brytanię może poradzić sobie z nalotem ponad 500 takich maszyn jednocześnie, to inne kraje Bliskiego Wschodu, które wsparły Izrael, jak choćby Jordania, takiego potencjału obronnego nie mają i pociski takie mogłyby uderzyć w ten kraj. Nie wiadomo też, na jakim poziomie rozwoju jest irański program atomowy i czy Teheran nie dysponuje już bronią jądrową.
Problemem byłyby też roje samobójczych dronów bojowych, które Iran produkuje masowo, a które sieją spustoszenie na Ukrainie. To są jednak narzędzia terroru, które nie służą do walki z regularną, dobrze uzbrojoną armią, wspartą nowoczesnym lotnictwem i systemami obrony antyrakietowej.
Lotnictwo zacofane technicznie
Innym problemem irańskiej armii jest zacofanie technologiczne. Dość wspomnieć, że w służbie Iranu są m.in. samoloty F-14, kupione jeszcze przed rewolucją islamską w USA, do których Iran nie ma części zamiennych. To samo dotyczy myśliwców F5 oraz francuskich Mirage F1. Co prawda Teheren chwali się, że na podstawie F-14 i F-5 wyprodukowano domowe wersje samolotów bojowych - Azarakhsh i Shafaq, ale te maszyny nie wydają się być czymś sensownym, równym nowym myśliwcom USA czy państw europejskich.
Najnowocześniejszymi samolotami w Iranie są więc rosyjskie myśliwce MiG-29, które nie są w stanie sprostać amerykańskim F-22 czy izraelskim najnowszym wersjom F-15. Iran może więc zapomnieć nie tylko o jakiejkolwiek dominacji w powietrzu, ale i próbie nawiązania walki z koalicją izraelsko-zachodnią.
Siły pancerne pełne starych czołgów
Jeśli chodzi o siły pancerne, to tu także Iran jest "papierowym tygrysem". Na wyposażeniu są stare brytyjskie Chieftainy i amerykańskie M-60, kupione jeszcze przed 1979. Do tego dochodzą jeszcze rosyjskie T-72 oraz czołgi własnej produkcji - Karrar - które powstały z połączenia T-72 i T-90. Nie są one więc żadnym przeciwnikiem dla izraelskich Merkav czy amerykańskich Abramsów.
Siedem fregat na stanie marynarki wojennej
A co z flotą? Marynarka wojenna Iranu ma 7 fregat - trzy klasy Alvand, zbudowane w latach 1968-1972 oraz cztery nowocześniejsze, których konstrukcję rozpoczęto już w tym stuleciu klasy Moudge. One także nie stanowią żadnego zagrożenia dla okrętów US Navy. Główna siła morska Iranu to raczej ścigacze i szybkie motorówki, przydatne do walki z piratami, albo zagrażania statkom handlowym, jednak całkowicie niegroźne dla nowoczesnych flot.
Największym zagrożeniem dla wojsk, atakujących Iran byłyby więc nie irańskie siły zbrojne, a górzysty teren i fanatyczne siły specjalne Al-Kuds oraz opór ludności cywilnej.