Gdy Juszczenko na fali rewolucyjnego entuzjazmu obejmował władzę, jego najbliżsi współpracownicy obiecywali szybki kurs na Europę. Prozachodni szef dyplomacji Borys Tarasiuk mówił nawet o 2015 r. jako możliwym terminie przystąpienia do Wspólnoty. O integracji z UE Tarasiuk równie entuzjastycznie opowiadał w rozmowach z nami. Nowe otwarcie na linii Kijów-Bruksela przewidywano również na korytarzach Komisji Europejskiej. W lutym 2005 r. Bruksela i Kijów podpisały tzw. Plan działań. Wykonanie przez Ukraińców 177 przewidzianych w dokumencie postulatów miało doprowadzić do utworzenia w 2008 r. unijno-ukraińskiej strefy wolnego handlu (wśród postulatów znalazł się np. wymóg stworzenia niezależnej instytucji zajmującej się audytem przedsiębiorstw, zliberalizowania handlu stalą, przyjęcia nowego kodeksu handlowego).

Reklama

Szybko okazało się jednak, że ukraińskie elity polityczne nie są w stanie wypełnić większości przyjętych zobowiązań. Już po kilku miesiącach po pomarańczowej rewolucji i dymisji rządu Julii Tymoszenko jesienią 2005 na Ukrainie rozpoczął się trwający do dziś kryzys polityczny. Zamiast postulowanych przez UE reform państwa dokonywano kolejnych zmian rządów. "Niedługo po wybuchu ukraińskiej wojny na górze stało się jasne, że wielkie słowa Juszczenki o integracji z UE pozostaną tylko deklaracjami. Dziś właściwie nie wiadomo nawet, który ośrodek władzy jest odpowiedzialny za politykę europejską" - komentował w rozmowie z nami urzędnik Komisji Europejskiej odpowiedzialny za rozmowy z Kijowem. "Rok 2009 to już absolutny koniec złudzeń. Gdy spotykamy się z przedstawicielami MSZ na szczeblu wiceministra często jesteśmy zażenowani brakiem przygotowania do rozmów. Komisja jedzie do Kijowa z konkretnym pakietem problemów dotyczących np. dostosowania prawa ukraińskiego do norm unijnych. Od Ukraińców zamiast odniesienia do nich słyszymy ogólne deklaracje o konieczności integrowania się z UE. Takie spotkania po prostu nie mają sensu i są stratą czasu" - dodaje.

Między innymi dlatego do dziś nie udało się wynegocjować nawet umowy stowarzyszeniowej (miała być zawarta jeszcze w tym roku) a o utworzeniu strefy wolnego handlu nie ma na razie co marzyć. Bez tego z kolei nie ma mowy o tzw. perspektywie europejskiej - czyli jasnej deklaracji, że Ukraina zostanie członkiem Wspólnoty (w dokumentach unijnych opisujących postępy państw na drodze do UE Ukraina nie pojawia się).

Głównym zarzutem pod adresem Juszczenki jest fakt, że jego ekipa nie wypełnienia kryteriów stawianych państwom przez UE. Do tej pory nie zagwarantowano dożywotnich nominacji dla sędziów, co zagraża ich niezawisłości. Brak postępu w walce z łapownictwem (według fundacji Heritage bardziej skorumpowane w Europie są jedynie Albania, Białoruś, Macedonia i Rosja). Nie poprawiono też warunków działania biznesu. Efektywna (faktyczna) stopa podatkowa wynosi na Ukrainie 57 proc. co daje jej przedostatnie miejsce na świecie, a każdy biznesmen spędza rocznie ponad 2 tys. godzin na dokonanie w sumie 99 koniecznych opłat. Efektem tego jest rozwój gospodarki w szarej strefie. Wciąż zablokowane są starania o wprowadzenie prywatnej własności ziemi, co skutecznie blokuje zagraniczne inwestycje.

Reklama

Błędy popełniła jednak także Unia. Wiele państw członkowskich - zwłaszcza Francja - nie kryje swojej niechęci wobec europejskich ambicji Ukrainy. "Albanią, która nie podejmuje żadnych kroków w stronę integracji z UE, zajmuje się komisarz ds. rozszerzenia, a Ukrainą - komisarz ds. stosunków zewnętrznych" - komentował były prezydent Estonii Toomas Ilves.