W najbliższą niedzielę 7 kwietnia, odbędą się wybory samorządowe 2024, w których Polacy wybiorą radnych gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich, a także wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. O ocenę kończącej się kampanii poprosiliśmy dr Mirosława Oczkosia, eksperta ds. wizerunku i marketingu politycznego.

Reklama

Jak zaznaczył ekspert, ocena kampanii zależy od perspektywy. Przez wiele lat powtarzałem, że wybory samorządowe są interesujące, ponieważ każdy może ogłosić zwycięstwo na różnych szczeblach, czy to sejmik, gmina, czy powiat. To sprawia, że mamy pewną dystrakcję w patrzeniu na wybory, zwłaszcza gdy spoglądamy z perspektywy stolicy, gdzie wydaje się, że niewiele się dzieje, emocje jak na grzybach. Jednak lokalnie, szczególnie w mniejszych miejscowościach i gminach, często toczy się ostra rywalizacja - powiedział w rozmowie z Dziennik.pl dr Oczkoś.

Jeśli na przykład w dwumilionowej Warszawie jest sześciu kandydatów na prezydenta, ale w jednym z mniejszych miast na Dolnym Śląsku również jest sześciu kandydatów na burmistrza, to świadczy to o tym, że ludzie rzeczywiście się zaangażowali - dodał.

Wskazał też że patrząc z Warszawy, wydawało się, że kampania ruszy zwłaszcza na poziomie sejmików. Faktycznie, nabrała tempa, ale dopiero przedwczoraj. I tu zderzamy się z kilkoma rzeczami naraz. Po pierwsze nie wszyscy grają o to samo w kampanii wyborczej do sejmików. Po drugie ci, którzy utracili władzę – czyli nie-Zjednoczona-Prawica ma mnóstwo zasobów i najbardziej karny elektorat wyznawców - podkreślił nasz rozmówca.

Reklama

Jak zaznaczył specjalista "oni (Zjednoczona Prawica- przy.red.) teraz grają o przeżycie głównie na poziomie sejmików i małych miasteczek". I każdy wynik, poza odebraniem im wszystkich sejmików mogą potraktować jak sukces i powiedzieć: o.k. – przetrwaliśmy burzę i napór. Z kolei Koalicja Obywatelska ujawnia swoją słabość w zakresie komunikacji, często ratując się Donaldem Tuskiem, który pojawia się niespodziewanie tu i tam. Oczywiście najpewniej te spotkania przedwyborcze jakiś efekt przyniosą - powiedział.

Dr. Oczkoś: Trzecia Droga zagrała powyżej swoich możliwości

Zdaniem dr Mirosława Oczkosia swoje siły w tej kampanii "strasznie przeszacowała" Trzecia Droga a właściwie Polska 2050. Zagrali powyżej swoich możliwości, w zasadzie stojąc na ambicjach swojego szefa, czyli Hołowni, któremu też się wydaje, ze stoi wyżej niż stoi. Jednak życie zweryfikowało ich na niskim poziomie - mówił w rozmowie. Przy tym dobrą minę próbuje robić "tygrys PSL-u", czyli Kosiniak-Kamysz. Oni akurat – PSL - mają bardzo dużo do ugrania, bo mają dobre struktury, ale TD chyba trochę ciągnie ich w dół – choć oczywiście to się dopiero okaże - dodał.

A jeszcze są ambicje liderów Lewicy i ich sen o potędze. Jest to zauważalne w przypadku Magdaleny Biejat, której wejście do drugiej tury w Warszawie wydaje się prawdopodobne. Wówczas, opierając się na tej drugiej turze, mogłaby ona wystartować jako kolejna "lwica Lewicy" w wyborach prezydenckich w 2025 roku - podkreślił specjalista od marketingu politycznego.

Reklama

"Rany boskie, nie jem tego, bo dostanę politycznego rozwolnienia"

To wszystko razem przypomina klasyczny polski bigos i to z wkładką. W związku z tym wyborcy, którzy nie interesują się na co dzień polityką, mówią: rany boskie, nie jem tego, bo dostanę politycznego rozwolnienia - stwierdził.

Zdaniem dr Oczkosia, jeżeli "Koalicja 15 października" nie weźmie wszystkich sejmików poza jednym, który zawsze jest na pograniczu, to będzie świadczyło o tym, że nie przyłożyli się do tych wyborów. Mają świetne hasło, które pojawiło się dopiero kilka dni temu, że z "wolą narodu wyczyścimy do spodu". Jednak sytuacja jest taka, że jeśli coś jest bardzo brudne, a my nie używamy środków czyszczących tylko wody, albo chuchamy na to, to później jest za późno, żeby to domyć. W takiej sytuacji będą mogli mieć tylko pretensje do siebie - wskazał ekspert.

Może się okazać, że w długoterminowej perspektywie politycznej "Koalicja 15 października" popełniła błąd, bo nie przyłożyli się za bardzo i za późno zaczęli, a za błędy w polityce się płaci. Z kolei każdy wynik PiS-u przekraczający oczekiwania będzie uznany przez nich za sukces. Powiedzą: Wygraliśmy, utrzymaliśmy się, mimo że Polacy nie darzą nas sympatią - podsumował nasz rozmówca.

Rozmawiała Aneta Malinowska (aneta.malinowska@infor.pl)