Sąd Najwyższy postanowił we wtorek pozostawić bez dalszego biegu protest Komitetu Wyborczego Nowej Prawicy, który zwrócił się do SN z prośbą o wyjaśnienie, czy PKW działała zgodnie z prawem odmawiając rejestracji jego list w całym kraju.

Reklama

"Kodeks (wyborczy) nie zna pojęcia odwołania od (decyzji) Państwowej Komisji Wyborczej w sprawie rejestracji list. To, że się w ogóle Sąd Najwyższy zajął tą sprawą - chociaż nie zajął się w sposób skuteczny - to jest już pewien dowód na to, że sprawa jest niepokojąca" - powiedział Winczorek, komentując decyzję SN.

"Przepisy są chyba nie za bardzo precyzyjne, można wątpić, czy są zgodne z Konstytucją, bo ona przewiduje możliwość odwołania się do sądu w każdej sprawie - zakaz zamykania drogi sądowej, a Kodeks wyborczy tutaj, w tej sprawie akurat, nie pozwala się odwoływać, choć na przykład w sprawie rejestracji komitetów wyborczych, pozwala" - podkreślił konstytucjonalista.

Prof. Winczorek jest jednak zdania, że dalsze odwoływanie się w tej sprawie Nowej Prawicy, zarówno do Sądu Najwyższego, jak i ewentualnie do Trybunału w Strasburgu, nie ma szans powodzenia. "Co do ewentualnego protestu przeciwko wynikom wyborów, moim zdaniem, sprawa jest beznadziejna, bo nie da się udowodnić, że brak udziału w wyborach mógł wpłynąć na ich wynik. Można skarżyć jakieś fałszerstwa, natomiast nie można skarżyć czegoś, co jest nieudowadnialne" - powiedział Winczorek.

Profesor uważa też, że sprawa nie ma szans przed Trybunałem w Strasburgu, który mógłby się nią zająć, gdyby chodziło o naruszenie indywidualnych praw obywatelskich czy praw człowieka. "Tam wyśmieją. To już sprawa zamknięta" - powiedział Winczorek.

Nowa Prawica skarży się na PKW, bo zgodnie z postanowieniem Komisji jej list nie zarejestrowano w całym kraju. Stało się tak dlatego, że w wymaganym terminie, czyli do 30 sierpnia, komitet Nowej Prawicy nie miał zarejestrowanych list w ponad połowie okręgów wyborczych (21), nie uzyskał więc - zgodnie z prawem wyborczym - możliwości zarejestrowania list w całym kraju.

Działacze Nowej Prawicy tłumaczyli, że wszystkie dokumenty złożyli w okręgowych komisjach w terminie i zarzucali organom wyborczym, że ich listy były przetrzymywane. Wskazywali, że okręgowa komisja nie zdążyła policzyć podpisów pod listami z powodu wewnętrznych procedur. "Okręgowe komisje przetrzymywały nas (...) nawet 7 dni. To nie jest nasza wina" - mówił lider ugrupowania Janusz Korwin-Mikke. W efekcie - według działaczy Nowej Prawicy - rejestracja list w 21 okręgach zakończyła się już po terminie, i tym samym ich komitet nie uzyskał możliwości zarejestrowania list w pozostałych okręgach, czyli w całej Polsce.