Tusk zadeklarował też, że jeśli Platforma wygra wybory, po raz ostatni będzie premierem.
Zdaniem premiera, Polsce potrzebny jest taki rząd, który będzie prowadził spokojną i skuteczną politykę, gwarantującą wzrost gospodarczy. "Przez dwa - trzy lata trzeba będzie utrzymać elementarną stabilność polskiej gospodarki" - przekonywał.
"Prawdziwy kop dla polskiej gospodarki, to środki europejskie. Zadaniem numer jeden dla rządu są spójne działania w polityce krajowej i zewnętrznej, które spowodują, że Polska uzyska 300 miliardów złotych z budżetu UE" - uważa szef rządu.
Tusk przyznał też, że cztery lata temu potrafił za dużo obiecać w kampanii wyborczej. Przyznał też, że jego rząd nie dokonał przełomu, jeśli chodzi o zmiany w prawie gospodarczym, ale - jak ocenił - "parę fajnych rzeczy zrobił". "Z salda jednak nie możemy się cieszyć, teraz jednak mamy lepsze doświadczenie, niż cztery lata temu" - podkreślił.
Premier był pytany o ewentualną redukcję instytucji kontrolujących biznes. "Pomóżcie nam znaleźć najbardziej zdroworozsądkowe wyjście - państwo nie może zaniechać kontroli, ale kontrole można przeprowadzać bez upokarzania, brania odwetu" - zaznaczył.
Premier zadeklarował, że nie będzie kolejnej edycji sejmowej komisji Przyjazne państwo, ale jednocześni zapewnił, że sam weźmie na siebie personalną odpowiedzialność za przygotowanie szybkich legislacyjnych aktów deregulacyjnych.
Tusk był również pytany o kwestie spotkań przedsiębiorców z politykami. Według szefa rządu, spotkania biznesmena z politykiem bez kamer - o sprawach gospodarczych, czy inwestycjach - jest pierwszym krokiem do czegoś niepokojącego. "Szatan może mieszać w głowie i jednym, i drugim" - podkreślił.
"Dobra władza nie może dokuczać obywatelom, jestem zwolennikiem zdrowego rozsądku. Będę nadal robił to, co jest dla Polaków do przyjęcia, będę robił to, co jest dobre dla ludzi. Czy przez to wygram, czy przegram wybory, to rzecz drugorzędna" - powiedział Tusk.
"Powiedziałem już dawno, dawno temu, że prowadzę Platformę praktycznie od początku (...) nikogo nie straszę, że to jest na wieczność" - podkreślił premier. Jak dodał, ma już 54 lata, a Polska musi w końcu trafić w ręce 30, 35-latków. "Nie jestem od tego, żeby usiąść, trzymać się kurczowo i nikogo nie wpuścić. Jeśli będę (premierem) dwie kadencje, to i tak powiem sam o sobie <jestem niezły zawodnik>" - powiedział.
"Dwanaście lat w tych warunkach w jakich żyjemy, nie można być dobrym premierem. Jeśli wygram, to będę dobrym premierem, ale ostatnią kadencję" - podkreślił Tusk.
"Uprzedzam, że fajerwerków nie będzie, ja się pod bzdurami podpisywać nie będę" - mówił szef rządu, pytany o obietnice wyborcze.
Kolejny raz premiera - w trakcie jego objazdu po kraju - "przywitali" skonfliktowani z nim kibice, którzy wywiesili hasło: "9 października, rozliczymy Donaldzika" oraz: "Zamykacie nam stadiony, ale ust nam nie zamkniecie". Wykrzykiwali też hasła: "Donald matole, twój rząd obalą kibole" oraz "Wolności słowa, żądamy wolności słowa".
Kolejny raz na premiera czekali też przedstawiciele Ruchu Palikota, którzy domagali się od Tuska debaty wyborczej ze swoim liderem Januszem Palikotem.
Piła była ostatnim przystankiem dwudniowego objazdu Tuska po Wielkopolsce - w ramach kampanii wyborczej. W piątek szef rządu odwiedzi woj. zachodniopomorskie, m.in. Szczecin.