The Rolling Stones zagrali na warszawskim Torze Wyścigów Konnych, mimo że do północy trwała żałoba narodowa. Ale muzycy i organizatorzy koncertu nie zapomnieli wcale o ofiarach tragedii we Francji. Nie tylko poprosili fanów o minutę ciszy, by uczcić ofiary katastrofy, ale także wspomogą ich rodziny finansowo.

Reklama

Muzycy The Rolling Stones zdecydowali też, że przekażą im "znaczną" dotację. Pieniądze wpłacą na konto fundacji Polsat, a ta przekaże je rodzinom ofiar katastrofy.

Warto było być tego wieczoru na warszawskim Służewcu. Mick i koledzy pokazali się od najlepszej strony. Koncert rozpoczęli słynnym "Start me up". Z minuty na minutę atmosfera pod sceną była coraz gorętsza. Fani szaleli, gdy ze sceny rozbrzmiewały takie hity, jak "Honky Tonk Girl" czy "Jumping Jack Flash". Niesamowicie wyraziscie zabramiało też "Paint It Black". Jednak ciągle czegoś brakowało... Dopiero na sam koniec koncertu fani mogli mówić o prawdziwej satysfakcji. Bo właśnie wtedy ze sceny popłynęły riffy i słowa "Satisfaction".

Mick zaskoczył wszystkich. Bo między kolejnymi hitami mówił do dziesiątek tysięcy fanów niemal płynną polszczyzną. Nie kończył na "dziękuję", "cześć" i innych prostych stwierdzeniach. "Chcę przedstawić zespół" - przerwał nagle. Wszyscy oniemieli... Tym bardziej, że Mick starał się być wszędzie, biegał po całej scenie, a na specjalnej platformie wjeżdżał dosłownie między fanów. Mogli swojego idola niemalże dotknąć.

Także pogoda dopisała. Choć przez prawie cały dzień Warszawa tonęła w deszczu, aura okazała się dla fanów Stonesów łaskawa. I tylko raz delikatnie skropiła ich deszczem. W sam raz, by ochłodzić rozgrzane muzycznymi emocjami tysiące ludzi.