To Roman Giertych jako minister edukacji w lipcu 2007 r. wydał rozporządzenie według którego ocena z religii wlicza się do średniej ocen na świadectwie. Ostro protestowała przciw temu lewica twierdząc, że narusza to zasadę rozdziału Kościoła od państwa, równości wobec prawa oraz prawa rodziców do swobodnego wychowywania dziecka wedle własnego sumienia. I zaskarżyła tę sprawę do Trybunału.

Reklama

Sędziowie, choć niejednomyślnie, uznali wczoraj, że rozporządzenie nie łamie jednak konstytucji. Odrębne zdanie przedstawiła sędzia Ewa Łętowska. Według niej, rozumowanie większości sędziów jest błędne. A ocena z religii, podobnie jak z każdego innego przedmiotu dodatkowego, może być na świadectwie i mówić o aktywności danego ucznia, ale nie powinna mieć wpływu na średnią.

Inni sędziowie podkreślali, że nauczanie religii jest prawem wynikającym z wolności religijnej, a nie obowiązkiem. Podkreślili też, że ich wyrok nie jest przejawem wspierania jakiegokolwiek światopoglądu, bo rodzice i dzieci mają możliwość wyboru między lekcją religii a lekcją etyki. Problem w tym, że w wielu szkołach takiego wyboru nie ma. Bo o ile nie brakuje nauczycieli religii, to chętnych do uczenia etyki jest jak na lekarstwo.

Trybunał podkreślił, że w przypadku dominacji jednej religii może występować problem braku możliwości uczenia się etyki. Ale to zdaniem sędziów wina niskiej kultury demokratycznej, a nie przepisów prawa. Trybunał podkreślił jednak, że państwo powinno monitorowacć,czy nie dochodzi do dyskryminacji. Resort edukacji nie wie jednak, ilu uczniów uczęszcza na lekcje religii, a ilu na etykę.

Z wyroku TK zadowolony jest metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź. "Religia nie jest przedmiotem trzeciorzędnym. Jak jest ocena z tańca, czy ze śpiewu, to dlaczego z religii miałoby nie być? Wliczanie oceny z religii do średniej jest zadośćuczynieniem na oczekiwanie dla tych, którzy na religię chodzą" - mówi Głódź. Jego zdaniem spór przed TK był sztuczny, ponieważ w praktyce uczniowie, którzy chodzą na religię, wcale nie byli przeciwni wliczaniu oceny z religii do średniej. "Tych, którzy chodzą na religię jest zdecydowana większość" - zaznacza abp Głódź.

czytaj dalej



Reklama

Ostre dyskusje na temat religii w szkołach trwają w Polsce od niemal 20 lat. Zaraz po decyzji ministra edukacji w rządzie Tadeusza Mazowieckiego prof. Henryka Samsonowicza, pojawiły się kontrowersje. Przeciwnicy uczenia religii w szkołach twierdzili, że doszło do złamania reguł demokratycznych, m.in. określonej w konstytucji świeckości państwa. W 1991 r. rzecznik praw obywatelskich prof. Ewa Łętowska złożyła nawet w tej sprawie skargę do Trybunału Konstytucyjnego. Ten jednak skargę oddalił. Tak jak skargę kolejnego RPO, Tadeusza Zielińskiego w 1993 r. Wówczas obecność religii w szkołach wpisano do konkordatu, który Polska podpisała ze Stolicą Apostolską w 1993 r. oraz do Konstytucji z 1997 r.

Mimo to temat religii w szkole co jakiś czas powraca. Głównie za sprawą lewicy, której jednym ze sztandarowych haseł jest rozdzielenie państwa od Kościoła. SLD walczy z finansowaniem z budżetu budowanej na warszawskich Polach Wilanowskich Świątyni Opatrzności Bożej. Już 14 grudnia Trybunał Konstytucyjny zajmie się kolejnym wnioskiem - o to, czy finansowanie Papieskich Wydziałów Teologicznych w Warszawie i Wrocławiu oraz Wyższej Szkoły Filozoficzno-Pedagogicznej Ignatianum w Krakowie jest zgodne z konstytucją.

W TK leży też wniosek Lewicy u uznanie za niekonstytucyjną ustawy, która powołała do życia Komisję Majątkową odpowiadającą za oddawanie Kościołowi ziemi jako rekompensatę za majątek przejęty przez PRL. Zdaniem SLD narusza ona zasadę równości wobec państwa, gdyż stwarza Kościołowi lepsze warunki odzyskania utraconej własności niż innym obywatelom.