Klinika Kardiochirurgii w szpitalu MSWiA została zamknięta po tym, jak w lutym 2007 roku funkcjonariusze Centralne Biuro Antykorupcyjne sektakularnie zatrzymały jej szefa, dr. Mirosława G. Do dymisji podał się też ówczesny dyrektor szpitala Marek Durlik, który kiedyś osobiście namawiał G. do pracy w tej placówce.

Reklama

Durlik wrócił właśnie na pełnione wcześniej stanowisko. I jedną z pierwszych jego decyzji jest pomysł reaktywowania kardiochirurgii. W poniedziałek w prasie ukazało się ogłoszenie o konkursie na stanowisko szefa tej kliniki. Kandydat powinien mieć pięcioletni staż pracy jako kardiochirurg, a także mieć specjalizację w dziedzinie transplantologii. Dokładnie te wymogi spełnia dr G. Ale czy złoży aplikację?

Do samego doktora nie dotarliśmy. Od wybuchu afery z CBA unika kontaktów z mediami. Nie odbiera telefonów. Poprosiliśmy więc o wypowiedź Durlika. Od początku bronił on kolegi. Jest jedną z nielicznych osób, z którymi kardiochirurg utrzymuje kontakt, i z którego zdaniem się liczy.

Durlik nie chce potwierdzić, że namawia Mirosława G. na start w konkursie. "Każdy spełniający warunki ogłoszenia może aplikować na to stanowisko" - mówi wymijająco.

Ale zdaniem innego współpracownika dr. G, taki powrót to bardzo prawdopodobny scenariusz. Twierdzi on, że Mirosław G. może być zainteresowany tą ofertą, a do jej przyjęcia zmusi go sytuacja. Od dwóch lat kardiochirurg nigdzie nie pracuje. W ubiegłym roku miał podjąć pracę w prywatnym szpitalu w Krakowie. Miał tam zorganizować klinikę kardiochirurgii. Jednak nic z tego nie wyszło. Teraz dr G. domaga się od właścicieli szpitala zwrotu zaległych honorariów za pracę, która nie doszła do skutku z ich winy. Chodzi o bagatela 200 tysięcy złotych.

Reklama

czytaj dalej



Reklama

G. nie pojawia się publicznie. Czas spędza głównie w domu w Krakowie lub w warszawskim mieszkaniu. Zajmuje się niemal wyłącznie procesami, które sporo go kosztują. "Ciągle rozmawia tylko o tym, co go spotkało. Ma poczucie krzywdy, nie mówi o niczym innym" - mówi nam osoba blisko z nim związana. "Mówił mi, że najchętniej podjąłby pracę za granicą, ale to byłoby trudne. On kiedy pracuje, to po 14 godzin dziennie. A w tej chwili by nie mógł, bo wciąż ciągną się za nim sprawy sądowe. Prokuratura bada przypadki wszystkich śmierci pacjentów, nawet pozostawionego wacika w ciele chorego, z którym Mirosław nie miał nic wspólnego. To go strasznie przygnębia" - dodaje nasz informator.

O tym, czy dr G. stanie do konkursu i czy go wygra, okaże się wkrótce. Na składanie aplikacji szpital dał kandydatom dwa tygodnie. Zdaniem rzecznika szpitala Jarosława Buczka, jego władze są zdeterminowane, by reaktywować klinikę jak najszybciej. "Szpital tej klasy musi mieć kardiochirurgię. Nowy kierownik kliniki dobierze sobie kilku współpracowników, a sprzęt już jest" - zapewnia Buczek. W jego ocenie z przyciągnięciem specjalistów nie będzie problemu. "Zawsze należeliśmy do prestiżowych placówek w służbie zdrowia, a to duży argument" - dodaje rzecznik szpitala.

CBA zatrzymało dr. G. pod zarzutem zabójstwa pacjenta i przyczynienia się do śmierci innego. Lekarz usłyszał też kilkadziesiąt zarzutów korupcyjnych. W 2008 roku prokuratura umorzyła zarzuty związane ze śmiercią pacjentów. Wciąż jednak toczą się m.in. sprawy o korupcję i mobbing. Dr G. wygrał za to proces cywilny z byłym ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą.