Najważniejsze ustalenie prof. Pawłowskiego - biegłego z gdańskiego Uniwersytetu Medycznego - to fakt, że badanie, które trzy lata temu miało potwierdzić, że odnalezione zwłoki to ciało Krzysztofa Olewnika, trwało... sześć godzin krócej, niż powinno, by jego wynik uznać za wiarygodny.

Reklama

"Czas ten winien wynosić łącznie minimum 26 godzin, czyli ok. 6 godzin więcej niż podano w rachunku do sprawy" - napisał Pawłowski. Profesor wyjaśnia, że prowadzący badania w olsztyńskim laboratorium nadkomisarz Bogdan Zalewski musiał skrócić jeden ze specjalistycznych zabiegów, który pozwalał z gnijących kości wydobyć DNA.

"Rozbieżność pomiędzy zadeklarowanym czasem analizy (20 godzin) a wyliczonym na podstawie obowiązujących w laboratorium protokołów wynika najprawdopodobniej ze skrócenia czasu trawienia białek proteinazą K z minimum 17 godzin do ok. 11 godzin" - stwierdził gdański genetyk.

Na tym jednak nie koniec. Po odnalezieniu zwłok uznano je za ciało Krzysztofa Olewnika po porównaniu wyników tego za krótkiego badania z DNA pobranym z włosa syna biznesmena. Profesor Pawłowski jednak i tu doszukał się nieprawidłowości.

Reklama

"Z niewiadomych powodów wybrano do interpretacji te profile [wyniki badań z próbek z kości], które pozwalały na stwierdzenie ich zgodności z włosem (...), a nie podano tych, które wskazywały inny profil DNA" - napisał w konkluzji swojej opinii.

Już kilkanaście dni temu "Dziennik Gazeta Prawna" opisał inne nieprawidłowości, które zauważył Pawłowski w pracy nadkomisarza Zalewskiego. Doprowadziły one do interwencji ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego u Adama Rapackiego, wiceszefa MSWiA. Kwiatkowski zażądał wyciągnięcia konsekwencji wobec policjantów z laboratorium. W efekcie Rapacki polecił komendantowi głównemu policji wszczęcie postępowania wyjaśniającego. Trwa kontrola w laboratorium Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie.