Ze stolicy do Krakowa skład powinien jechać 2 godz. i 30 min. Tak jest w rozkładzie. To fikcja. Dlaczego? PKP Intercity brakuje niezawodnych lokomotyw. Jak dowiedział się DGP, z 53 szybkich maszyn, które są w stanie zrealizować przejazd zgodnie z wyśrubowanym rozkładem jazdy, przewoźnik ma na chodzie jedynie połowę. Większość lokomotyw, które powstały jeszcze w latach 80., jest tak awaryjna, że regularnie musi być naprawiana. Paweł Ney z PKP Intercity przyznaje, że spółka ma z nimi kłopoty.

Że są one duże, świadczą o tym dane, jakie otrzymaliśmy od PKP Polskich Linii Kolejowych, które zarządzają infrastrukturą: łączny czas opóźnień pociągów PKP Intercity od 1 stycznia do 20 marca z powodu kłopotów z taborem przekroczył 5 tys. minut. Sytuacja jest tym bardziej dramatyczna, że opóźnienia dotyczą wyjątkowo obleganych linii. Pociągi na trasach do Krakowa, Katowic i Poznania są zwykle wypełnione do ostatniego miejsca.

Co na to spółka? Płaci włąsicielowi torów symboliczną karę 8 zł za każdą minutę opóźnienia. - W skali roku kwoty są znaczne - twierdzi Krzysztof Łańcucki, rzecznik PKP PLK.

Dla pasażerów to niewielka pociecha, bo z zapłaconych przez PKP IC kar nie dostają ani grosza. Do tego spółka ani myśli zmieniać rozkład jazdy. - PKP Intercity lekceważy pasażerów - twierdzi Adrian Furgalski, ekspert rynku kolejowego.

Kolejowa firma może sobie na to pozwolić, bo pasażerowie w starciu z PKP Intercity i tak stoją na straconej pozycji. Procedura ubiegania się o odszkodowania za opóźnienia jest uciążliwa i długotrwała. Do tego rząd roztoczył nad polskimi przewoźnikami kolejowymi parasol ochronny: przesunął do połowy 2011 roku wejście w życie unijnej dyrektywy pozwalającej pasażerom domagać się wysokich wypłat odszkodowań za nietrzymanie się rozkładu jazdy.







Reklama