Dyrektor handlowy, pensja 2000 złotych, wykształcenie: średnie zawodowe, wymagania: znajomość branży handel odzieżą i obuwiem, język wietnamski biegły. Prezes zarządu, pensja 2200 złotych, wykształcenie: podstawowe, wymagania: język wietnamski biegły. Kierownik ds. handlowych, pensja 3000, wykształcenie średnie, znajomość rynku artykułów spożywczych w Afryce, język arabski biegły. Podobne ogłoszenia regularnie pojawiają się na stronach urzędów pracy. Wszystkie bliźniaczo podobne.

Reklama

Prezes na straganie

Na takie ogłoszenie odpowiedział jeden z naszych czytelników. Z urzędu pracy został skierowany do jednej z warszawskich kancelarii prawnych, w której złożył swoje CV. Niełatwo było mu wyciągnąć od osoby przyjmującej dokumenty adres siedziby firmy. "Udałem się pod wskazany adres, ale o takiej firmie obsługa budynku nic nie wiedziała. Poza tym, że na nią wynajęto jeden pokój regularnie opłacany, w którym nikt nie bywa" - opowiada mężczyzna.

Choć "metoda na prezesa" nie jest złamaniem prawa, jest coraz większym utrapieniem. "Ciągle zgłaszają się do nas bezrobotni oddelegowani do takiego ogłoszenia z pretensjami, że wysłaliśmy ich do pracy na stadionie po 12 godzin dziennie za grosze, a on umysłowej przecież szukał" - przyznaje nasza rozmówczyni z Powiatowego Urzędu Pracy przy ulicy Grochowskiej w Warszawie. I dodaje: "My jednak nie możemy weryfikować wymagań, jakie stawiają pracodawcy w ogłoszeniach".

"Znamy takie przypadki, w których o pozwolenie na pracę starali się prezesi firm, których później w czasie kontroli znajdowaliśmy na straganie, na którym rzekomy prezes okazywał się zwykłym sprzedawcą" - mówi ppłk Cezary Zaborski ze Śląskiej Straży Granicznej w Raciborzu. Tam proceder tak już się rozpowszechnił, że upoważniony do wydawania pozwoleń na pracę cudzoziemcom wojewoda śląski wydał specjalne zarządzenie w tej sprawie. "Jeśli taki członek zarządu czy kierownik z zagranicy zamierza zajmować się handlem, dostaje pozwolenie, pod warunkiem że zatrudni jako sprzedawcę dodatkowo polskiego pracownika" - mówi Mariusz Dobrzaniecki, który odpowiada w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim za zatrudnianie cudzoziemców.

czytaj dalej >>>



Reklama

Najwięcej z Wietnamu

Po to, by legalnie zatrudnić obcokrajowca spoza Unii Europejskiej, musi on uzyskać specjalną wizę z pozwoleniem na pracę. Najłatwiej dostać ją na wniosek pracodawcy. Wystarczy, by ten udowodnił, że nie znalazł w Polsce pracownika spełniającego wymagania i chętnego podjąć pracę. A potem

złożył wniosek do urzędu marszałkowskiego. Najlepszy dowód na takie zapotrzebowanie to właśnie tak skonstruowane ogłoszenie o pracę, by nie znaleźli się chętni z Polski. "Stąd te niskie pensje, a wysokie wymagania językowe. Wówczas chętnych na pracę nie ma, więc można ściągać obcokrajowca bez łamania prawa" - tłumaczy nam jeden z oficerów Straży Granicznej. Nieoficjalnie pogranicznicy przyznają, że metoda na wietnamskiego prezesa jest popularna od kilku lat, a ogłoszeń pojawia się zdecydowanie więcej, odkąd Polska weszła do strefy Schengen.

Za ogłoszeniami kryją się pośrednicy pracy, którzy - zdaniem ekspertów - za załatwienie pozwolenia na pracę inkasują od obcokrajowca nawet kilka tysięcy złotych. "Mimo to chętnych nie brakuje, bo Polska to coraz bardziej atrakcyjny rynek pracy dla cudzoziemców" - dodaje pogranicznik. Najwięcej ogłoszeń dotyczy Wietnamczyków, którzy są coraz większą grupą legalnie zatrudnianych cudzoziemców. Jeszcze niedawno pozwolenia na pracę dostawało rocznie po 300-500 obywateli Wietnamu. W 2008 roku było ich już 1200, a w ubiegłym roku aż 2577.