"Dzwonimy do ludzi, którzy już kiedyś próbowali się dostać, ale im się nie udało. Tylko, że tych ludzi już nie ma. Albo wyjechali, albo znaleźli już inną pracę" - przyznaje DZIENNIKOWI podinsp. Jarosław Galach, zastępca komendanta powiatowego policji w Szczecinku. W jego jednostce pracuje 125 funkcjonariuszy, a powinno być o 28 więcej.

Reklama

Do niedoszłych kandydatów dzwonią też kadrowcy z Komendy Wojewódzkiej w Szczecinie. Tak się dzieje w całej Polsce: w komendach wojewódzkich od sierpnia sprawdzane są listy kandydatów, którym nie powiodło się podczas poprzednich naborów. Ci, którym noga powinęła się na teście z wiedzy albo ze sprawności fizycznej - dostają zaproszenie do ponownego złożenia papierów.

Policja ma problemy, bo co roku ze służby odchodzi więcej mundurowych, niż się do niej zaciąga. Nie pomogło nawet poluzowanie zasad naboru wprowadzone rok temu - z testów z wiedzy ogólnej zniknęły wtedy pytania o kulturę i naukę, na sprawdzianie fizycznym kandydata mógł np. potrącić przeskakiwany płotek.
4 października wejdzie w życie rozporządzenie szefa MSWiA o nowych zasadach naboru - będzie prowadzony przez cały rok. Jeśli kandydat zaliczy wpadkę, wystarczy, że odczeka 30 dni, by ponownie móc starać się o przyjęcie do służby. Wszystko po to, by zapchać dziurę 6150 wakatów w 103 tysiącach policyjnych etatów. "Każdy sposób jest dobry, żeby uzupełnić braki" - przyznaje rzecznik komendanta głównego policji podinspektor Mariusz Sokołowski. "Oczywiście, nie za wszelką cenę. Jeżeli zapraszamy osoby, którym wcześniej się nie powiodło, to nie oznacza, że obniżamy im poprzeczkę, bo nadal muszą sprostać określonym wymaganiom" - dodaje w rozmowie z DZIENNIKIEM.

Problem również w tym, że braki nie rozkładają się równo, niektóre jednostki są wręcz zdziesiątkowane, jak np. na Śląsku - w Zabrzu pracuje 342 policjantów, brakuje 44; w Bytomiu na 384 nie ma 45 funkcjonariuszy. W całym województwie wolnych jest ponad 800 policyjnych etatów. "To tyle, ilu jest policjantów w całej Częstochowie. Proszę sobie wyobrazić to miasto całkowicie ogołocone z funkcjonariuszy, bez komisariatów, bez radiowozów" - tłumaczy DZIENNIKOWI Wiesław Budak, wiceprzewodniczący zarządu wojewódzkiego NSZZ policjantów woj. śląskiego. Co można zrobić w takiej sytuacji? Jego koledzy z Wałbrzycha poradzili sobie z brakami, skupiając ludzi tam, gdzie są najpotrzebniejsi.

"Raz w tygodniu odbywa się narada komendanta z szefami poszczególnych komisariatów. Jeśli gdzieś wzrasta liczba kradzieży samochodów, przesuwamy tam ludzi z innych jednostek" - mówi DZIENNIKOWI Jerzy Rzymek, rzecznik wałbrzyskiej komendy.