Przez ten wypadek, 39-letnia Beata Brześcińska wyłysiała, straciła narzeczonego, musi chodzić czapce na głowie i leczyć rany po oparzeniach. A wszystko przez niekompetencję zakładu fryzjerskiego.

Za fryzurę Beaty Brześcińskiej zabrała się bowiem stażystka, która nie ma pojęcia o fachu. Gdy praktykantka zakręciła klientce loki i posadziła pod wielką suszarką, zaczął się dramat. Po kilkunastu sekundach kobieta poczuła pieczenie. „To minie” – pomyślała, bo trwałą robiła już wiele razy. Ale ból narastał z każdą sekundą. Aby po chwili przerodzić się w prawdziwą torturę.





Reklama

"Poczułam, jakby ktoś rzucił mi na głowę żarzący się węgiel" - wspomina Beata Brześcińska. Potem było jeszcze gorzej. Włosy niemal się stopiły, a na skórze powstały wielkie rany od oparzeń.

Zdesperowana Brześcińska skierowała sprawę do sądu. Żądała odszkodowania i wygrała. "Z opinii biegłej dermatolog wynika jasno, że wskutek nieprawidłowo zrobionej fryzury doszło do czasowego uszkodzenia skóry głowy kobiety. Przejawiało się to wypadaniem włosów, podrażnieniem skóry, swędzeniem głowy" - orzekli sędziowie i przyznali jej tysiąc złotych odszkodowania.