140 funkcjonariuszy, w tym policjantki, przygotowanych jest na każdy scenariusz. Wiedzą o tym betanki i ich obrońcy, bo w nocy z poniedziałku na wtorek przed bramą klasztoru pojawiły się kartki z cytatami z Biblii: "Nie czyńcie im gwałtu! Krwi niewinnej nie rozlewajcie w tym miejscu!".

Reklama

Nie wiadomo, kto je przygotował. Nikt nie wie też, jak wygląda życie po drugiej stronie twierdzy, którą od kilku miesięcy jest dom zakonny. Bramy wjazdowe są pozabijane deskami i podparte solidnymi balami. Za dwumetrowym kamiennym płotem życie jakby stanęło w miejscu. Jedynie leniwie snujący się z komina dym, wskazuje, że w budynkach ktoś jest.

Za murami przebywa około 60 kobiet i były ksiądz Roman K. Nic nie wskazuje na to, że będą chcieli dobrowolnie opuścić klasztor. Dotąd w żaden sposób nie zareagowali na monity komornika. Byłe zakonnice pozostały też głuche na wezwania policji, prokuratury i sądu. Jedynymi przejawami aktywności ekskomunikowanych sióstr są śpiewy, które dochodzą z sali na parterze, czasem też ktoś zza firanki robi zdjęcia reporterom, próbującym za bardzo zbliżyć się do ogrodzenia. "Wynoś się stąd hieno!" - krzyczała wczoraj w stronę dziennikarza jedna z kobiet.

Te sygnały ze strony odizolowanych od świata byłych zakonnic sprawiły, że wczoraj nikt nie był w stanie przewidzieć, jak zareagują na wejście komornika i policji. "Mamy nadzieję, że te kobiety dobrowolnie opuszczą klasztor po wezwaniu komornika, ale jesteśmy przygotowani na każdy scenariusz" - mówi podinspektor Janusz Wójtowicz, rzecznik KWP w Lublinie.

Reklama

Tamtejszy komendant wysłał do akcji około 140 osób. Połowa z nich to policjantki. Ich obecność to dowód na to, że policja nie spodziewa się, by zbuntowane siostry dobrowolnie opuściły klasztor. "Prawdopodobnie komornik będzie musiał siłą otworzyć drzwi, a co będzie potem, trudno zgadnąć" - mówi podinspektor Wójtowicz.

Andrzej Podgórniak, komornik, który wezwie dziś betanki do opuszczenia klasztoru, wczoraj nie chciał zdradzać szczegółów przygotowań do akcji. Dziennikarzy odsyłał do rzeczniczki Krajowej Rady Komorniczej. "To, jak będzie wyglądała eksmisja, zależy od zachowania sióstr" - mówi Iwona Karpiuk-Suchecka. "Woli Zgromadzenia Sióstr Rodziny Betańskiej i biskupa się nie poddały, ale wtedy to były prośby, teraz przed ich domem stanie komornik z policją, więc mam nadzieję, że wyjdą dobrowolnie" - tłumaczy.

Rzeczniczka KRK przyznaje jednak, że najbardziej prawdopodobna wersja jest taka, że Andrzej Podgórniak będzie musiał sforsować drzwi do klasztoru siłą. Jedyne co wiadomo na pewno to to, co się stanie z byłymi siostrami, gdy opuszczą budynek. "Zostaną podstawione dwa autokary, które rozwiozą je do domów rekolekcyjnych w Lublinie, Dąbrowicy i Nałęczowie" - wyjaśnia Karpiuk-Suchecka. "Na część kobiet będą czekały rodziny, więc pojadą z nimi do swoich domów".

Reklama

Z informacji DZIENNIKA wynika, że do Kazimierza Dolnego na pewno przyjadą dwie matki ekskomunikowanych sióstr. Jedna z nich nie była w stanie rozmawiać z reporterem DZIENNIKA, bo wyznała, że cały czas jest na środkach uspokajających. Druga była przerażona: obawia sie o zdrowie córki, śnią jej się po nocach najczarniejsze scenariusze. Najgorsze jest jednak to, że - jak mówiły nam kobiety - z nieszczęścia ich córek zrobiono sobie widowisko.

I tak jest rzeczywiście. Choć eksmisja niepokornych sióstr została zaplanowana na dzisiaj, rosnące napięcie czuć było w Kazimierzu już od wczorajszego poranka. Mieszkańcy, turyści, władze miasta, policjanci rozmawiali tylko o jednym - o tym, jak będzie wyglądało wyrzucanie na bruk byłych zakonnic.

Robotnicy z pobliskiej budowy z uśmiechem opowiadali, że na środę specjalnie sobie wzięli wolne. "Chcę to zobaczyć na własne oczy" - mówi Mirosław Skowronek. "Czegoś takiego przecież w Polsce jeszcze nie było, grzechem byłoby przegapić takie widowisko".

Podobnie mówili przychodzący przed gmach turyści robiący sobie zdjęcia na tle klasztoru. Dla nich ostatni dzień pobytu byłych betanek stał się największą atrakcją Kazimierza. Ciekawscy zaglądali przez szpary w ogrodzeniu. Na placu przed domem zakonnym od wtorku rano rosła też liczba dziennikarzy. Z godziny na godzinę to miejsce zmieniało się w wioskę medialną. Wozy transmisyjne kilku stacji telewizyjnych nadawały relacje na żywo.

Fotoreporterzy ścigali się w robieniu zdjęć. Każdy samochód, który zatrzymywał się przed bramą, wywoływał natychmiastowe zainteresowanie. W jednej chwili oblegali go dziennikarze i gapie. Nie wiadomo, czy siostry to cokolwiek obchodziło. Bo ci za bramą i w środku klasztoru we wtorek, jak nigdy wcześniej, tworzyli dwa odrębne światy.


KATARZYNA TEKIEŃ: Co pani czuje, wiedząc, że pani córka jest odcięta od świata za murami klasztoru i że czeka ją eksmisja?
MATKA BETANKI
: Nie mam siły odpowiadać. Nikt nie zdaje sobie sprawy, w jakim stresie żyjemy my, rodzice sióstr znajdujących się w klasztorze betanek w Kazimierzu. Odchodzimy od zmysłów, bo boimy się o nasze dzieci. Od tygodnia nie zmrużyłam oka. Nie wiem, co się dzieje z moją córką. Od kilku miesięcy nie mam z nią żadnego kontaktu.

A próbowała się pani z nią skontaktować?
A jak niby miałabym to zrobić? Do domu zakonnego betanek w żaden sposób nie można się dostać. Nawet nie wiadomo, czy siostry wciąż się tam znajdują. Może nasze dzieci gdzieś wywieziono, a w klasztorze siedzi tylko jedna osoba, która sprawia wrażenie, że znajduje się tam kilkadziesiąt osób? Ta niewiedza jest właśnie najgorsza. Kontaktowałam się z pozostałymi rodzinami sióstr znajdujących się w klasztorze. Oni też nic nie wiedzą. Nie mamy żadnych informacji, żadnego pocieszenia.

Czy będzie pani w środę przed klasztorem, by być świadkiem eksmisji?
Tak, muszę tam być. Choć boję się tego, bo nie wiem, czego mogę się spodziewać. Jak to będzie wyglądało. Przeraża mnie, że zrobiono z tego widowisko. Już we wtorek pod klasztorem zebrały się tłumy gapiów i dziennikarzy. Policja powinna ich wszystkich przegonić. Dziś dajcie nam święty spokój.

Rozmówczyni DZIENNIKA prosiła o zachowanie anonimowości. Jest matką 23-letniej betanki, która znajduje się za murami klasztoru. Z informacji DZIENNIKA wynika, że to córka zerwała kontakt z matką. Jak mówiła parę tygodni wcześniej, obawia się, że nawet jeśli siostry opuszczą klasztor, córka nie będzie chciała wrócić z nią do domu. Boi się, że straciła dziecko na zawsze.