Słuchając Mindy można było wywnioskować, że wszystko w sprawie Olewnika było w najlepszym porządku. Tyle że mężczyzny nie udało się uratować. "To moja porażka" - przyznał policjant. "Jeżeli rodzina Olewników uważa jednak, że za nieudolność śledztwa odpowiadam ja, to przepraszam".

Reklama

Ale równocześnie śledczy nie ukrywa swojego zdania na temat rodziny zamordowanego mężczyzny. Jego zdaniem wprowadza ona opinię publiczną w błąd. "Pan Olewnik wielokrotnie rozmijał się z prawdą, jeśli chodzi o przekazywanie informacji" - mówi.

O co chodzi? Minda twierdzi na przykład, że to nieprawda, że policjantów nie było przy przekazaniu okupu, którego zażądali porywacze. "Na miejscu byli funkcjonariusze i na to są dokumenty" - przekonywał nadkomisarz. Twierdził, że siostrę i szwagra Olewnika wiozących pieniądze śledziło kilkanaście samochodów policyjnych. Ale na miejsce... nie dojechały.

"Te osoby dostały w pewnym momencie polecenie, żeby jechały przez Warszawę z prędkością 100 km/h. Potem dostały polecenie, żeby skręcić w prawo na <ślimak>. Przejechali <ślimak>, a potem się cofnęli na ulicy jednokierunkowej. Pozostałe auta nie mogły wykonać tego samego manewru, bo doszłoby do dekonspiracji" - tłumaczył Minda.

Reklama

Policjant bronił się też przed zarzutem, że nie sprawdzono billingów osób, które przed porwaniem bawiły się na przyjęciu u Krzysztofa Olewnika. Jeden z gości mógł otworzyć drzwi, którymi do domu dostali się potem porywacze. "Jeżeli biznesmen zaprasza piętnastu policjantów na suto zaprawianą alkoholem imprezę, robi to w określonym celu" - powiedział tajemniczo Minda.

Na większość pytań dotyczących konkretnych zaniedbań policjant odpowiadał jednak: "nie wiem", "nie pamiętam". Nie mógł sobie na przykłąd przypomnieć, czy w ogóle dostał anonim, w którym ktoś podał miejsce przetrzymywania biznesmena i nazwiska jego porywaczy. Potem stwierdził, że list miała tylko prokuratura i nigdy go mu nie przekazała.

Zarówno były antyterrorysta Jerzy Dziewulski, jak i pełnomocnik rodziny Olewników nie zostawiają na byłym policjancie suchej nitki. "Wypowiedzi Mindy przypomniały mi klimat, który panował podczas postępowania przygotowawczego, kiedy oskarżano rodzinę Olewników o utrudnianie śledztwa" - mówi mecenas Bogdan Borkowski.

"Są takie sytuacje w życiu każdego mężczyzny, że trzeba przyznać się do błędu i przeprosić po ludzku. Można przegrać sprawę, ale przynajmniej z jakąś klasą. A pan Minda stracił kompletnie wszystko" - dodaje Dziewulski.