"Nie zamierzamy łamać prawa, chcemy organizować w Warszawie legalną demonstrację" - mówi DZIENNIKOWI Drzała. Po co "mrówki" pojadą do stolicy? "Może dla mieszkańców terenów przygranicznych dałoby radę zachować te stare regulacje celne" - mówi Drzał. O to właśnie zapytają premiera, który nie przyjechał do Medyki.

Reklama

>>>Przeczytaj, jak "mrówki" zarabiają na życie

Ale Drzał zapowiada, że już jutro w Sejmie minister finansów usłyszy od posłów pytanie w sprawie zmiany rozporządzenia. Zada je poseł SLD, Wojciech Pomajda, który do parlamentu startował w pobliskim Krośnie.

Jednak według socjolog prof. Leny Kolarskiej-Bobińskiej ewentualne przeniesienie manifestacji do Warszawy może się "mrówkom" nie opłacić. "W Warszawie trzeba organizować demonstracje na ogromną skalę, inaczej pozostaną niezauważone. Protest 200 osób na granicy został dostrzeżony przez wszystkie media - ta sama ilość w Warszawie nie zrobi żadnego wrażenia" - mówi DZIENNIKOWI Kolarska-Bobińska. "A jeśli demonstranci utrudnią życie warszawiakom to skierują na siebie odium niechęci" - dodaje.

Reklama

Spokój na granicy
Po prawdziwej bitwie z policją noc na granicy w Medyce była spokojna. Nie było kolejnych starć policji z "mrówkami", ale oddziały prewencji są cały czas w pogotowiu. Za to pięciu osobom zatrzymanym we wtorek wieczorem w czasie ostatniej bitwy grozi kara od roku do aż 10 lat więzienia.

Wtorkowe starcie - chociaż brało w nim mniej niż stu demonstrantów - miało o wiele gwałtowniejszy przebieg niż poniedziałkowe usuwanie blokady przejścia. Na policjantów sypały się kamienie, ci odpowiedzieli ogniem, strzelając gumowymi kulami.

Drzał zaznacza, że awanturę zaczęli chuligani, którzy dołączyli do demonstrantów. "Policja nawet ostrzegała nas, że tacy się pojawili. Chcemy protestować, walczyć o zmianę przepisów, ale legalnie" - zapewnia Drzał.

Reklama

>>>Zobacz, jak "mrówki" walczyły z policją

"Zatrzymano pięć osób, będą one mieć postawione zarzuty napaści na policjantów z użyciem niebezpiecznego narzędzia" - mówi DZIENNIKOWI podinspektor Jan Faber z Komendy Miejskiej policji w Przemyślu. Za takie przestępstwo grozi od roku do 10 lat więzienia. "Ci ludzie zachowywali się jak chuligani i tak ich traktujemy" - mówi Faber.

Rano w Medyce, w pobliżu bramy prowadzącej do pieszego przejścia granicznego pikietowało tylko kilkunastu handlarzy -"mrówek" - zgodnie z pozwoleniem władz gminy. Według relacji policji pikietujący nie brali udziału w wieczornej bitwie, którą zaczęła grupa składająca się również ze zwykłych chuliganów.

Handlarze cwalczą o zmianę przepisów celnych wprowadzonych 1 grudnia. Zmniejszyły one ilość papierosów, którą można przenieść przez granicę - z 200 sztuk do 40, a alkoholu - z dwóch butelek do jednej.