"Siedmiolatki w pierwszej klasie będą po raz kolejny się uczyć tego samego, co już poznały, więc mogą się nudzić. Tak naprawdę może być dla nich stracony rok" - przyznaje redaktor naczelny Wydawnictwa Pedagogicznego Operon Paweł Komisarczuk.

Reklama

Jak tłumaczy - wszystkie podręczniki dla przyszłorocznych pierwszoklasistów są przygotowywane według nowych wytycznych, a są one powtórzeniem tego, co było w programie dla obecnych zerówek. "Wydawcy nie mogą robić inaczej podręczników, bo byłyby odrzucone przez rzeczoznawców Ministerstwa Edukacji" - dodaje.

>>> Nie eksperymentujmy na dzieciach

To, że wymagania dla pierwszoklasistów zostały bardzo obniżone, przyznają także pedagodzy. Jak twierdzą, będzie jak dotychczas w ostatnim roku przedszkola bardzo dużo zabawy, wiele wycieczek, dzieci znowu skupią się na kaligrafii i jeszcze raz będą uczyć się podstaw pisania i czytania.

Reklama

Dlatego, zdaniem rodziców siedmiolatków ich dzieci, które są w tym okresie bardzo chłonne, zostaną poświęcone dla dobra kolejnych roczników. "Osobiście bardzo popieram pomysł, żeby 6-latki poszły do szkół, ale nie rozumiem, dlaczego to ma się odbywać kosztem mojej córki" - denerwuje się ojciec siedmioletniej Zosi.

Dziewczynka całkiem sprawnie czyta, zaczęła pisać, z dodawaniem i odejmowaniem do stu nie ma problemów. Co z tego? Od września pójdzie do pierwszej klasy, gdzie będzie uczyć się tego wszystkiego od nowa.

Także inni rodzice siedmiolatków są rozgoryczeni. "Pani minister Hall, co z naszymi dziećmi? Dlaczego cofa je pani w rozwoju? Dzieci powinny w szkole uczyć się nowych rzeczy, a nie powtarzać program dla sześciolatków. To nie jest wyrównywanie szans, ale zaprzepaszczenie potencjału intelektualnego całych roczników dzieci w tzw. okresie przejściowym" - nie przebiera w słowach na forum internetowym jedna z matek z Płocka.

Reklama

"Dlaczego nasze dzieci jeszcze raz mają powtarzać zerówkę w szkole? To jest chore" - pyta inna matka. I dodaje, że rodzice 6-latków mają jakiś wybór: mogą posłać dzieci do szkoły lub nie. Rodzice dzisiejszych siedmiolatków tego wyboru nie mają. Muszą posłać je do pierwszej klasy, która uwsteczni dziecko.

>>>Sześciolatki i tak pójdą do szkół

Z problemu zdają sobie sprawę także nauczyciele, którzy zachodzą w głowę, jak wybrnąć z kłopotliwej sytuacji i nie dopuścić, żeby ten rocznik jednak nie był stracony. "Mam problem ze znalezieniem dobrych podręczników, które sprawią, że dzieci jednak będą się rozwijać" - mówi Marta Kulik, nauczycielka wychowania początkowego z jednej z warszawskich szkół.

Wydawcy starają się jakoś temu zaradzić i omijają reformę, wydając... dodatkowe pomoce dla nauczycieli klas pierwszych. "Przygotowaliśmy płyty i książki z dodatkowymi zadaniami, żeby nauczyciele mogli prowadzić indywidualny program nauczania. Znajdują się one w podstawowym pakiecie z podręcznikami do pierwszej klasy. Takie dodatki szykuje większość wydawnictw" - mówi Komisarczuk. To jednak może nie wystarczyć.