Stan wojenny dotkliwie uderzył w niezależny ruch wydawniczy, niezwykle bujnie rozkwitający w czasie solidarnościowego karnawału. Internowania osób choćby tylko podejrzewanych o pracę przy podziemnych wydawnictwach, rekwizycje należących do Solidarności powielaczy, maszyn do pisania, zapasów papieru i farby, rozbicie przez SB i milicję ważnych podziemnych drukarni spowodowały zamilknięcie na pewien czas wydawnictw (np. NOW-ej) czy czasopism, które zdołały już wyrobić sobie markę, jak KOR-owski "Robotnik" czy "Opinia" wydawana przez ROPCiO. Bardzo ograniczył działalność "Głos". Blokada granic powodowała, że nie można było liczyć na dostawy sprzętu i materiałów z Zachodu, a ograniczenia w poruszaniu się zakłócały wyrobione kanały kolportażu. Jednak władze szybko przekonały się, że cios, który zadały podziemnej poligrafii, przyniósł skutki przeciwne do zamierzonych.

Reklama

Niemal na drugi dzień po wprowadzeniu stanu wojennego zaczęły się pojawiać jak grzyby po deszczu tysiące tytułów mniej lub bardziej sprawnie złożonych gazetek, broszur, a przede wszystkim ulotek drukowanych często prymitywnymi metodami. Uderzenie w struktury związkowe spowodowało niedającą się opanować decentralizację - teraz wydawcą stawał się każdy, kto chciał. Przede wszystkim jednak "bibułę" drukowali działacze zakładowych struktur Solidarności, którzy uniknęli internowania.

PRAWDZIWE POŚWIĘCENIE, CZYLI POWIELACZE ZASILANE BIMBREM

Dała o sobie znać przekora i inwencja Polaków. Skoro nie było profesjonalnych powielaczy, zaczęto produkować własnym sumptem prymitywne, ale skuteczne sitodruki, powrócono do metody kalkowanego maszynopisu, ulotki składano z gumowych czcionek dziecięcych drukarenek, a nawet wyryte w gumkach do wycierania, w kilkudziesięciu, rzadko kilkuset egzemplarzach odbijano jak pieczątki. Farbę drukarską produkowano z tuszu szkolnego, sadzy, pasty do butów, pasty do podłóg czy szarego mydła. Spirytusowe powielacze zasilano bimbrem.

Reklama

Ponieważ papier maszynowy był niedostępny w zwykłej sprzedaży, często zdarzały się wydawnictwa podziemne na liniowanym lub kratkowanym papierze pozyskiwanym z zeszytów. Taka spontaniczna produkcja dość rzadko zawierała konkretne informacje, częściej wezwania do oporu, niezbyt wyszukaną satyrę, karykatury czy nawet rzekome przepowiednie Sybilli i Nostradamusa o rychłym upadku komunizmu i odrodzeniu Polski "od morza do morza". Domorośli drukarze rozdawali ją wśród znajomych albo rozrzucali na przykład przed sklepami w kolejkach, które były wtedy jedynymi publicznymi zgromadzeniami niebudzącymi podejrzeń milicji. Już na początku 1982 roku do tego żywiołowego ruchu drukarskiego dołączyły inicjatywy bardziej zorganizowane i o większej skali. Najwięcej możliwości mieli działacze podziemnych struktur Regionu Mazowsze Solidarności, tu bowiem udało się przechować sporą część sprzętu i materiałów. Zimą 1982 roku zaczęły się pojawiać, z dość dużą regularnością, m.in. takie tytuły jak "Tygodnik Wojenny", "Tygodnik Mazowsze", "Wola", "KOS" (skrót od Komitet Oporu Społecznego), nauczycielskie "Tu i teraz", "CDN" czy miesięcznik "Solidarność Narodu". Były to periodyki informacyjno-publicystyczne, o początkowych nakładach od 2000 do 5000 egzemplarzy, które jednak, gdy udało się zastąpić mało wydajne powielacze białkowe i sita maszynami offsetowymi, bardzo szybko rosły.

p



Reklama

STRUKTURA PODZIEMNEJ POLIGRAFII

Pisma te zaczęły przekraczać granice regionu i szybko zyskały zasięg ogólnopolski. Ich sukces był możliwy m.in. dlatego, że twórcy ściśle trzymali się zasad konspiracji, według których jedna osoba może się zajmować tylko jednym rodzajem działalności. Redaktorzy i autorzy nie zajmowali się więc drukiem, a nawet nie wiedzieli, gdzie on się odbywa, drukarze nie znali kolporterów, kolporterzy nie zajmowali się pozyskiwaniem papieru itd. Dzięki takiej organizacji w razie wykrycia przez SB wpadało najwyżej kilka osób i jeden lokal, a nie cała struktura. Pisma rozprowadzano przede wszystkim wśród pracowników zakładów pracy, w których istniały podziemne struktury Solidarności, początkowo bezpłatnie, ale pod koniec 1982 roku, po zorganizowaniu sprawnej sieci dystrybucji, zaczęto pisma sprzedawać. Okazało się, że przy sporych nakładach (nawet do 40 tys. egzemplarzy jednego numeru "Tygodnika Mazowsze"), nawet przy niskich cenach pism (5-10 zł), podziemna poligrafia sama może się finansować.

JAK ZDOBYWANO PAPIER?

Wkrótce oprócz pism zaczęły się pojawiać także drukowane nielegalnie książki. To była o wiele trudniejsza działalność, bo książki trzeba było nie tylko wydrukować, ale także równo pociąć wielkie ilości papieru, zszyć, dopasować okładki. Książki pochłaniały o wiele więcej papieru niż gazetki, trudniejsza też była ich dystrybucja. Jednak podziemne wydawnictwa - działające już wcześniej NOWA i Krąg, czy powstałe po wprowadzeniu stanu wojennego Oficyna Literacka, Przedświt i CDN szybko dały sobie z tym radę. Papier pozyskiwano wszelkimi możliwymi sposobami, często wykorzystując powszechne w PRL-u, choć dość dwuznaczne moralnie obyczaje. Ryzy papieru były wynoszone z pracy przez pracowników państwowych zakładów, biur, a nawet ministerstw. Działacze i sympatycy podziemia robili to za darmo, mniej ideowym płacono czarnorynkowe ceny. Ponieważ takie sposoby nie zaspokajały wciąż rosnących potrzeb, kupowano papier nielegalnie od pracowników państwowych papierni, zdarzało się, że wydawcy wchodzili w porozumienie z profesjonalnymi złodziejami, co było szczególnie niebezpieczne, bo w razie wpadki groził im wyrok kryminalny za paserstwo lub kradzież. Podziemni wydawcy znaleźli także dojścia do państwowych zakładów poligraficznych, których szczodrze opłaceni pracownicy po prostu drukowali zamówiony nakład.

RADIO SOLIDARNOŚĆ

Druk nie był jedynym nośnikiem wolnego słowa. W Warszawie już w poniedziałek wielkanocny 12 kwietnia 1982 roku pierwszą ośmiominutową audycję nadało zorganizowane przez Zofię i Zbigniewa Romaszewskich Radio Solidarność. Audycje, które odtąd nadawano dość regularnie, składały się z sygnału - pierwszych taktów okupacyjnej piosenki "Siekiera, motyka…" oraz wiadomości, w których informowano o istnieniu i oporze podziemnej Solidarności, o internowanych i aresztowanych działaczach. Emitowano także przemówienia ukrywających się przywódców Solidarności i piosenki Jacka Kaczmarskiego czy Przemysława Gintrowskiego. Podczas audycji spikerzy prosili słuchaczy o potwierdzenie odbioru przez zamruganie światłami w mieszkaniu. Całe "rozmrugane" osiedla świadczyły nie tylko o technicznej sprawności nadawców, ale także o społecznym poparciu dla podziemnej Solidarności. Nadawanie audycji radiowych było szczególnie niebezpieczne, bo słuchaczy trzeba było powiadomić o dniu, godzinie i częstotliwości audycji (najczęściej za pomocą maleńkich, ale rozrzucanych w ogromnych ilościach ulotek), tym samym informowało się SB, która robiła wszystko, aby namierzyć nadajniki. Przed audycją na ulice wychodziło znacznie więcej patroli MO i tajniaków, radiowozy obowiązywała cisza w eterze, aby nie zakłócać pracy urządzeń namierzających sygnały radiowe. W powietrzu krążyły helikoptery obserwujące dachy wieżowców, z których mógł być nadawany sygnał. Jednak nadajniki Radia Solidarność były sprytnie skonstruowane i skutecznie ukrywane, więc wpadki były rzadkie i najczęściej kończyły się tylko utratą sprzętu, który dość łatwo było odtworzyć. Mimo aresztowania Romaszewskich w sierpniu 1982 roku Radio Solidarność przetrwało i rozwijało się, szczególne sukcesy odnosząc po 1986 roku.

p



PODZIEMNA POCZTA

Jedną z metod propagowania oporu, a jednocześnie pozyskiwania funduszy na działalność podziemną, było drukowanie znaczków pocztowych, które sprzedawano w zakładach pracy. Tu też obowiązywała pełna decentralizacja, znaczki Poczty Solidarności, czy nawet Polskiego Państwa Podziemnego wydawały bardzo liczne grupy i środowiska.

Znaczki produkowane metodą linorytu albo odbijane przez imitującą sitodruk dziurkowaną folię drukowali także internowani przebywający w wielu obozach: m.in. w Kwidzynie i Strzebielinku. Pracownicy oficjalnej poczty wykonywali specjalne stemple, którymi pieczętowali oficjalne listy. Powszechne było także pieczętowanie znakiem Solidarności, Polski Walczącej czy orła w koronie banknotów wpuszczanych potem do obiegu.

ZWYCIĘSTWO WOLNEGO SŁOWA

Mimo że po zawieszeniu, a potem zniesieniu stanu wojennego energia społecznego oporu znacznie osłabła, mimo wciąż trwających inwigilacji i aresztowań w środowiskach niezależnych redaktorów i drukarzy (do najcięższych doszło wiosną 1985 r.), podziemny ruch wydawniczy wciąż się rozwijał, aż pod koniec lat 80. władze zupełnie przestały panować nad jego skalą. Od 1988 roku kolporterzy niemal jawnie zachwalali swój towar na uczelniach i w zakładach pracy, rozkładali stragany z podziemną literaturą, w autobusach, tramwajach i pociągach spotykało się ludzi jawnie czytających zakazane książki. Skala zjawiska była tak wielka, że komunistyczne służby specjalne rozkładały ręce. Władze, jeszcze przed obradami Okrągłego Stołu, były zmuszone uznać swoją porażkę w walce z wolnym słowem.

PRAWDZIWY RYNEK KSIĄŻKI

Drugi obieg stał się w stanie wojennym prawdziwym rynkiem książki, z własnymi bestsellerami. Opracowanie Jerzego Holzera "Solidarność 1980-1981. Geneza i historia" czy poradnik "Mały konspirator" Urszuli Sikorskiej, Czesława Bieleckiego i Jana Krzysztofa Kelusa sprzedano łącznie w kilkunastotysięcznych nakładach. Nakład trzech do pięciu tysięcy egzemplarzy był niemal standardem przy wydawaniu klasyki zakazanej literatury (np. "Archipelagu Gułag" A. Sołżenicyna, "Folwarku zwierzęcego" G. Orwella) czy książek polskich autorów opozycyjnych. Dochody z tych edycji pozwalały utrzymać wydawnictwa, płacić przyzwoite stawki autorom, drukarzom i kolporterom, którzy rozprowadzali produkcję w swoich środowiskach.

NIEZALEŻNA FONOGRAFIA

W stanie wojennym pojawił się także niezależny ruch fonograficzny. Jan Krzysztof Kelus już w latach 70. sprzedawał spore nakłady przegranych domowym sposobem kaset ze swoimi piosenkami. Później w ramach Oficyny Fonograficznej CDN powielał nagrania plejady solidarnościowych bardów: Jacka Kaczmarskiego, Przemysława Gintrowskiego, Antoniny Krzysztoń i innych. Wkrótce powstało mnóstwo mniejszych lub większych wytwórni, które oprócz muzyki wydawały programy kabaretowe, książki czytane przez autorów czy nagrania przemówień działaczy opozycyjnych.

p