Tekst stanowi fragment książki "Wieszanie", która ukaże się nakładem wydawnictwa Sic! jesienią tego roku.
p
Jarosław Marek Rymkiewicz*
O pokusach czyhających w Polsce na modernizatorów
Dziennik Handlowy Zawierający w Sobie Wszystkie Okoliczności, czyli Ogniwa Całego Łańcucha Handlu Polskiego" zaczął wychodzić w Warszawie w roku 1786. Początkowo wychodził raz w miesiącu, potem, w roku 1792, dwa razy w miesiącu, wreszcie, w roku 1793, raz w tygodniu - zawsze w nakładzie około 500 egzemplarzy. Nazwa "Dziennika" z roku na rok trochę się zmieniała, w roku 1787 był to "Dziennik Handlowy Zawierający w Sobie Wszystkie Okoliczności, Pisma, Uwagi i Myśli Patriotyczne, do Handlu Ściągające się" (zwracam uwagę na owe "myśli patriotyczne" - mogło to świadczyć o pewnej zmianie nastrojów w Warszawie), zaś w roku 1791 "Dziennik Ekonomiczno-Handlowy Zajmujący w Sobie Wiadomości Ekonomiczne, Targowe, Fabryczne, Transportu Spławnego i Lądowego, Opisanie Miast i Ich Jarmarków, Kontraktowe na Dobra, Summy i Różne Produkta Krajowe, a za tym Zajmujący Wiadomości Całego Handlu". "Dziennik" drukowano w kamienicy Du Ponta na Krakowskim Przedmieściu (jak mówi notatka w jednym z roczników "w Drukarni 9tey [...] niedaleko Zamku Nro 454". Miał on dwóch redaktorów - jego wydawcą i redaktorem naczelnym był Tadeusz Podlecki, później rotmistrz kawalerii narodowej, drugim zaś redaktorem (i prawdopodobnie autorem większości artykułów) ksiądz Józef Meier.
Artykuły w "Dzienniku Handlowym" nie były jednak sygnowane, więc co napisał Podlecki, a co Meier, nie da się dokładnie ustalić. Z "Dziennika" można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o ówczesnym życiu polskim - przede wszystkim, choć nie tylko, o życiu gospodarczym.
Regestr materii, omawianych w "Dzienniku" w drugim półroczu roku 1791, wylicza (między innymi) takie oto tematy: "O Kontraktach Krajowych na Dobra, Summy i Różne Produkta"; "Sposób uniknienia opłaty Cła Pruskiego, radzony niedawno od jednego Senatora"; "Gabinet Krakowski do czytania, warty naśladowania po wszystkich Miastach, przynajmniej wydziałowych"; "Projekt Generalnej Kompanii Krajowej Ekonomicznej pod znakiem Orderu Śgo Izydora Oracza"; "Urządzenie Diecezji Poznańskiej względem opłaty Chrztów, Szlubów, Pogrzebów"; "Kontrakt Xcia Stanisława Poniatowskiego Ex-Podskarbiego Lit. zabezpieczający własność Poddanych swoich, Służyć mogący w czym za wzór innym Dziedzicom"; "Jak są potrzebni Kommisanci po Miastach Portowych, gdzie Handel Polska prowadzi, zamiast używanych dotąd Szyprów"; "Doniesienie JP Monety Doktora JKMci o niezawodnym i łatwym sposobie leczenia ukąszonych od Psa wściekłego, Wilka, Węża, Gadziny, Żmii" - do którego to Doniesienia ksiądz Meier dołączył "Zaświadczenie autentyczne o skuteczności tego sposobu leczenia" oraz "Uwagę Dziennika o potrzebie rozszerzenia wiadomości tego lekarstwa".
Godne uwagi są też: "Specyfikacja jak wiele Piwa Angielskiego w Londynie wyrabiają? i jak go wiele w Polszcze wypijają?" oraz "Sposób wieczystego taxowania Chleba w Gdańsku, warty w całej Polszcze naśladowania".
Jak widać z tego krótkiego wyliczenia, ambicją redaktorów "Dziennika" było przede wszystkim informowanie o tym, co dzieje się w różnych dziedzinach życia polskiego, ale realizowali oni też pewien projekt, jak dziś byśmy powiedzieli, modernizacyjny - Polska, dzięki zaprowadzeniu w niej i rozpowszechnieniu różnych pomysłów redaktorów "Dziennika", miała stać się krajem nowoczesnym, to znaczy takim, w którym ukąszonych od psa wściekłego będzie się leczyć nie przy pomocy modlitw w kościołach, lecz przy pomocy europejskich szczepionek.
Ciekawe, dlaczego w pewnej chwili księdzu Meierowi znudziło się takie modernizowanie - to znaczy mozolne przekonywanie czytelników gazety, że koniecznie powinni się unowocześnić oraz zeuropeizować - i wziął się za wieszanie. Propagowanie kontraktów krajowych i zaprowadzanie gabinetów do czytania to była żmudna robota, która jakiś skutek (zeuropeizowanie polskich obyczajów i polskiej umysłowości) mogła przynieść dopiero po wielu latach, więc może Meier, widząc, że nic się nie zmienia (i ukąszeni przez wściekłego wilka nadal uciekają się do modlitw), chciał przyśpieszyć. Ale nie mam na to pytanie dobrej odpowiedzi. W maju 1787 roku (właśnie wtedy, kiedy "Dziennik" zawierał "Uwagi i Myśli Patriotyczne, do Handlu Ściągające się") Podlecki i Meier wydrukowali w swojej gazecie krótki artykulik, zatytułowany "O fabryce atramentu i szuwaksu w Warszawie". Jak się domyślam, była to rzecz napisana na zamówienie - rodzaj rozbudowanego ogłoszenia, mającego na celu zareklamowanie owej tytułowej fabryki czy raczej jej ciekawych produktów. Można się też domyślać, że właściciel fabryki, warszawski producent atramentu i szuwaksu, zapłacił redaktorom za napisanie i zamieszczenie tekstu reklamującego jego wyroby. Walory artykułu o atramencie i szuwaksie nie ograniczają się jednak do reklamowania tych produktów. Nawet jeśli Podlecki i Meier wzięli pieniądze od właściciela warszawskiej fabryki, to i w tym wypadku dochowali wierności swoim nowoczesnym zasadom. Po pierwsze, przyzwoicie poinformowali czytelników o małym fragmencie polskiego życia gospodarczego; po drugie, w ramach swego modernizacyjnego projektu przypomnieli czytelnikom "Dziennika Handlowego", że istnieją pewne nowoczesne sposoby życia, o których warto coś wiedzieć i które warto sobie przyswoić, a wśród nich używanie atramentu i czyszczenie butów.
Wiadomość, że w Warszawie pod koniec lat 80. XVIII wieku istniała (i reklamowała się) fabryka atramentu i szuwaksu, ma oczywiście nie byle jakie znaczenie także i dla nas. Na podstawie takiej wiadomości można się bowiem domyślać, że na te towary musiał wtedy istnieć w stolicy znaczny popyt, a ten domysł pozwala z kolei sformułować następny: popyt na różne rodzaje atramentu wskazuje, że w ówczesnej Warszawie dużo i rozmaicie (rozmaitymi atramentami) pisano; popyt na szuwaks, że w Warszawie czyszczono buty i to w sposób wyrafinowany, bo przy pomocy różnych dziwnych rodzajów szuwaksu. Już choćby z tego względu doniesienie o atramencie i szuwaksie godne jest uwagi. Zaraz się przekonamy, że godne jest uwagi również z innych względów.
Przedrukowując tu ten krótki artykulik, trochę go, ale bez szkody dla treści, skracam; uwspółcześniam też nieco interpunkcję i pisownię, ale czynię to ostrożnie, starając się nie popsuć szczególnych właściwości stylu księdza Meiera (jeśli to on był autorem): "O fabryce atramentu i szuwaksu w Warszawie. Powinnością jest obywatelską donosić, nie tylko w ogólności o handlach i fabrykach krajowych, lecz i o wszelkich potrzebnych wynalazkach uwiadomiać powszechność, zwłaszcza w stołecznym mieście, gdzie uczciwy zysk i zarobek nie jest naganny w mnóstwie próżniaków uciążliwych i szkodliwych towarzystwu. Z tych powodów podaje się do wiadomości, iż mieszka na ulicy Bednarskiej w kamienicy nazwanej Obuszyńskiej pod nr 2687 szlachetny Jan Kiszel Zaporowski, który w dobrym gatunku robi i przedaje następujące rzeczy: Atrament kancelaryski, butelka po zło. 3.
Atrament pół-masa, butelka po zło. 5. Atrament masa cała, butelka po zło. 8. Atrament suchy angielski, tabliczka dwucalowa wszerz i wzdłuż po zło. 4. Te wszystkie atramenty są takiej cnoty, że nie pleśnieją i na potomne czasy niewygluzowane trwają. Co należy do czarności onych, im czarniejsze, tym droższe. Robi też i przedaje pomieniony szlachetny Zaporowski w kamienicy Obuszyńskiej: Szuwaks twardy wiedeński z lakierem robiony, który w glancu przedni i nie dopuszcza mazania sukien, laska po zło. 4. Szuwaks łojowy angielski generalny na wszystkie skóry do glancu służący, który, gdy wysycha, znowu z piwem rozbić się daje jakimkolwiek, i skór nie psuje, byle tylko na liczkowe skóry jak najmniej trzeba nim czernić, a potem wytrzeć na czysty glanc szczotkami. Słoik kwaterkowy kosztuje zło. 2. Szuwaks słoikowy pruski oliwny, nazbyt do miękkich skór glancowania, który nie da się rozrabiać, tylko z wierzchu piwem nalewa się w słoiku do konserwowania, aby nie wysychał, służy na wszystkie skóry do glancu. Słoik półkwaterkowy zło. 3. Szuwaks butelkowy wiedeński przedni z lakierem, butelka zło. 12. Takowym szuwaksem zaprawione buty glancu nie tracą i przy ogniu bynajmniej się nie topi, jest światły i piękny, lecz na błoto nie służy. Takiejże jest cnoty i tabliczkowy, tyle że na skóry liczkowe nie służy, ale na wywracane. Szuwaks butelkowy ordynaryjny do liczkowych skór kozłowych, cielęcych i tureckich. Butelka gotowego rzadkiego zło. 4. Robi także pomieniony Zaporowski truciznę na szczury i myszy, to jest pigułki sympatyczne, które gdy szczur lub mysz zje, nie prędko zdycha, tylko przez dzień lub przez noc chodzi, a drugich gryzie, dusi, póki sam nie zdechnie. Słoik kwaterkowy zło. 4.
Umie także wiele innych rzeczy, które chętnie zrobi, byle tylko umyślnie było mu przełożono".
Za kamienicą Obuszyńskiego (lub Obusińskiego) pod numerem 2687, położoną na rogu Bednarskiej i Sowiej, znajdował się duży dziedziniec, na którym - jak wynika z planów Warszawy - stały jakieś budy i przybudówki.
Przypuszczam, że to właśnie w tych budach szlachetny i pomysłowy Zaporowski produkował swoje szuwaksy, atramenty i trucizny. Na dziedziniec można było się dostać od Sowiej i od Mariensztatu - wiadomość ta może przyda się zainteresowanym historią Warszawy oraz sympatycznymi pigułkami. Kiedy "Dziennik Handlowy" przestał się ukazywać (stało to się w roku 1793), ksiądz Meier nie zrezygnował ze swoich modernizacyjnych ambicji i na początku następnego roku rozpoczął wydawanie nowej gazety gospodarczej - wychodziła ona pod tytułem "Dziennik Uniwersalny" i była pomyślana jako dalszy ciąg "Dziennika Handlowego". Nowa gazeta Meiera miała dostarczać czytelnikom - jak mówi jej podtytuł - "rozmaite wiadomości moralne, historyczne, polityczne, ekonomiczne, gospodarskie, wszelkich umiejętności wynalazków, przepisy niektóre służące do wygody i zdrowia". "Dziennik Uniwersalny" nie bardzo się jednak udał (może zabrakło dziennikarskiego talentu rotmistrza Podleckiego?) i chyba szybko upadł. Sprawa ta nie jest całkiem jasna - według "Bibliografii prasy polskiej" Jerzego Łojka, w styczniu 1794 wyszły cztery numery "Dziennika Uniwersalnego", według piętnastego tomu "Bibliografii polskiej" Karola Estreichera, znane jest tylko 59 stron tego pisma i wygląda na to, że właśnie tyle księdzu Meierowi udało się wydać. To, co ocalało do dzisiaj (i co miałem w ręku), to właśnie te 59 stron, które wypełniają wiadomości z dziedziny obyczajów, rolnictwa, botaniki, sądownictwa i medycyny. Jak zawsze u Meiera - zalecają one czytelnikom naśladowanie europejskich sposobów życia, sugerując (nigdzie nie jest to powiedziane wprost), że kto się ucywilizuje i zeuropeizuje, ten będzie szczęśliwy. Tuż przed wybuchem insurekcji generał Igelström zamierzał podobno uwięzić Meiera, co musiało być efektem jakiegoś donosu - wskazywałoby to, że modernizacyjne projekty księdza-redaktora przybrały wówczas nieco inny kształt. Meier zdołał się ukryć i nie został odnaleziony, dzięki temu uniknął nieprzyjemnych przesłuchań w piwnicach ambasady na Miodowej. Niebawem po wybuchu insurekcji ksiądz Józef wziął się za wydawanie "Gazety Warszawskiej Patriotycznej". Wychodziła ona od 22 kwietnia do 16 lipca, dwa razy w tygodniu, podobnie jak "Dziennik Handlowy" - pod różnymi tytułami: "Gazeta Warszawska Patriotyczna od Czasu Powstania Siły Zbrojnej Narodu Polskiego"; "Gazeta Obywatelska i Patriotyczna Warszawska z Wiadomości Krajowych i Zagranicznych"; "Gazeta Obywatelska z Wiadomości Krajowych i Zagranicznych". Bibliografia Łojka odnotowuje jej dwadzieścia pięć numerów. W Bibliotece Instytutu Badań Literackich dostępne jest siedemnaście numerów z dodatkami: od nr. 4 z 3 maja do nr. 20 z 28 czerwca. Według Estreichera znany jest także numer z 16 lipca. Czy można powiedzieć, że umiarkowany modernizator popadł, po wybuchu insurekcji, w modernizacyjne szaleństwo? To nie takie proste.
Ksiądz Meier - archetyp polskiego modernizatora i polskiego jakobina - jest jedną z najbardziej zagadkowych postaci naszej XVIII-wiecznej historii. Ale w końcu Robespierre to także zagadka. W numerze 4 (z 3 maja) czytelnicy "Gazety Warszawskiej Patriotycznej" mogli się zapoznać (za 12 groszy - tyle kosztował egzemplarz) ze sporządzonym przez księdza Meiera "Dalszym opisem sprawy spiskowej w Paryżu". Końcówka "Dalszego opisu" informowała: "Diedrichten patron najpierw ścięty; głowy de Lacroix i Dantona spadły na ostatku. Dantona tylko głowa pokazana była ludowi wpośrzód okrzyków przedłużanych - Vive la Republique, niech żyje Rzplita". W wydanym po pierwszych czterech warszawskich egzekucjach numerze 8 (z 17 maja) ksiądz Meier opublikował artykuł poświęcony zdradzieckim działaniom Rady Nieustającej przed 17 kwietnia. "Jak się oczewiście wydaje - czytamy tam - nie był to u nas żaden rząd ani magistratury, tylko sługi i jurgieltowniki moskiewskie". Według mnie sąd ten aktualny jest także obecnie. Dalej ksiądz Józef pytał: "Czterech powieszono, a gdzie ich więcej? Trzeba te podłe stworzenia w wolnej ziemi wygubić, ażeby swoim jadowitym oddechem nie zarażały zdrowe i czyste powietrze szkodliwym zdrady i intryg powiewem".
Jarosław Marek Rymkiewicz
p
Źródła: Bibliografia prasy polskiej 1661-1831. Opracował Jerzy Łojek. Warszawa 1965, poz. 69, 102, 107. - "Dziennik Ekonomiczno-Handlowy Zajmujący w Sobie Wiadomości Ekonomiczne [...]" 1791, drugie półrocze. - "Dziennik Handlowy Zawierający w Sobie Wszystkie Okoliczności [...]" 1787, część V, s. 284-286. - Karol Estreicher, Bibliografia polska. T. 15. Kraków 1897, s. 461-463; T. 17. Kraków 1899, s. 52-53. - "Gazeta Obywatelska z Wiadomości Krajowych i Zagranicznych" 1794, nr 4 i 8. - Władysław Smoleński, Kuźnica Kołłątajowska. Studium historyczne. [Wyd. 3]. Z przedmową Żanny Kormanowej. Warszawa 1949, s. 153-156.
p
*Jarosław Marek Rymkiewicz, ur. 1935, jest profesorem Instytutu Badań Literackich PAN, eseistą, dramaturgiem, tłumaczem, a przede wszystkim poetą. Jego najbardziej znane tomy poetyckie to "Człowiek z głową jastrzębia", "Moje dzieło pośmiertne" i "Zachód słońca w Milanówku", za który otrzymał nagrodę NIKE. Jest autorem powieści i książek eseistycznych poświęconych Adamowi Mickiewiczowi (m.in. sławny "Żmut" z 1987 roku), Juliuszowi Słowackiemu, Aleksandrowi Fredrze i Bolesławowi Leśmianowi. Do historii ideowych polemik III RP weszły formułowane przez Rymkiewicza radykalne krytyki polskich elit, a także pesymistyczne diagnozy stanu polskiego społeczeństwa. Jest autorem dwóch encyklopedii "Leśmian" (wyd. 2001) i "Słowacki" (wyd. 2004) oraz współautorem "Mickiewicz. Encyklopedia" (wyd. 2001). Kilkakrotnie gościł na łamach "Europy" - ostatnio opublikowaliśmy jego tekst "Kto otruł Mickiewicza oraz jak to zrobił" (nr 48 z 30 listopada ub.r.).