"Potworny huk, błysk i człowieka powala na ziemię potężna fala gorącego powietrza. To jest jak wielka fala tsunami. Człowiek nie ma szansy się przed nią uchronić. W takiej chwili zamiera wszystko, nawet myśli przestają się kłębić w głowie" - opowiada Eugeniusz Olesiuk, górnik z "Halemby", który w 1992 r. przeżył tam pod ziemią identyczny wybuch. Jego 19 kolegów zginęło.

Pan Eugeniusz przyszedł dziś do kopalni pomodlić się za swych kolegów. Zapalić świeczkę za tych, którzy zginęli. I dodać otuchy tym, którzy wciąż czekają na wieści o uwięzionych ponad kilometr pod ziemią bliskich. "Nie wolno tracić nadziei. Bo czasem człowiek dostaje od Boga los. Na życie. Ja taki los dostałem. I dlatego dziś mogę być tutaj z wami" - wspomina Eugeniusz Olesiuk. Więcej nie jest w stanie z siebie wydusić. Na samą myśl o tym, co przeszedł i o tym, co spotkało jego kolegów, ściska się gardło, a do oczu napływają łzy.

"Tutaj, na górze, wszyscy są mądrzy. Ale tam, kilkaset metrów pod ziemią, świat widzi się inaczej. Rzadkie powietrze i pył utrudniają oddychanie. To naprawdę ciężka robota" - dodaje Henryk Kowalski, były górnik. On też stoi w tłumie ludzi. Od kilku godzin w napięciu czeka na wieści spod ziemi.

Tymczasem ratownicy co chwila usiłują zjechać pod ziemię, by dotrzeć do przysypanych kolegów. Ale spod ziemi wyganiają ich opary metanu. W każdej chwili może dojść do kolejnego wybuchu.