Nina P. kazała im zaatakować młodego mężczyznę. Dlaczego? Nie wiadomo. Może dlatego, że spojrzał na nią i zwrócił uwagę, gdy z kompanami jechała autobusem. Pijana grupa zachowywała się agresywnie. "15-latka wdała się ze studentem w pyskówkę" - potwierdza w rozmowie z dziennikiem.pl Agnieszka Kwiatkowska, rzeczniczka komendy miejskiej w Lublinie. Potem zażądali od niego pieniędzy na alkohol. Nie dał, więc próbowali go zabić.

Gdy wysiadł z autobusu, pijana banda wyrostków poszła za nim. Dwaj bandyci najpierw zaczęli go bić, a gdy wyrwał im się i zaczął uciekać, zaatakowali go nożami. Uderzyli w klatkę piersiową i brzuch. Student w ciężkim stanie trafił do szpitala. Lekarze musieli go szybko operować.

Jego stan nadal jest poważny, ale już stabilny. 21-latek jest przytomny. Opowiadał już nawet policjantom o brutalnym napadzie.

Ale policja uznała, że Nina P. może wracać do domu. Podobnie jak jej koleżanka, 16-letnia Katarzyna O. Policjanci pouczyli je tylko, że nie wolno im składać fałszywych zeznań. Jak dowiedział się dziennik.pl, prokurator zadecyduje, czy staną przed Sądem Rodzinnym. Obie są bowiem zbyt młode, by odpowiadać jak dorosłe.

Za kratami została tylko jedna dziewczyna z tej grupy, 17-letnia Aleksandra P. Jest podejrzewana o zacieranie śladów przestępstwa. Jeszcze dziś może usłyszeć zarzut.

15-letnia Nina P. nie wygląda jak pozbawiona skrupułów recydywistka. Jest drobnej budowy, ma ładną twarz. Ale to tylko pozory. Już wcześniej przez nią o mało nie zginęła jej 14-letnia znajoma. Nina wywabiła dziewczynę na działki. Tam kazała swoim innym dwóm kolegom ją pobić. Tylko dlatego, że ta zażądała zwrotu pożyczonego telefonu komórkowego.

Bandyci wrzucili skatowaną i nieprzytomną 14-latkę do studni. Potem przysypali kamieniami. Cudem przeżyła. Jej dwaj oprawcy dostali po 15 lat więzienia.

Prokurator przesłuchuje nastoletnich nożowników. Jeszcze dziś należy spodziewać się wniosku o aresztowanie bandytów - dowiedział się dziennik.pl w lubelskiej policji.