Sprawa od dawna leżała w zakurzonej szafie. Chociaż milicjanci mieli odciski palców, a nawet pamięciowy portret mordercy, śledztwo nie mogło ruszyć z miejsca. Ale rok temu wznowiła je specjalna grupa śledczych ze stołecznego "archiwum X". Wiele miesięcy żmudnie przeszukiwali kartoteki, aż wreszcie natrafili na podejrzanego - mężczyznę, który niedawno wpadł za jazdę po pijanemu. Jego odciski pasowały do odcisków mordercy.

I to był strzał w dziesiątkę. 42-letni dziś Maciej K. przyznał się do zbrodni. Opisał ze szczegółami, jak 22 lata temu w mieszkaniu na warszawskiej Woli zasztyletował, w czasie nocnej libacji, swego kompana od kieliszka.

Mordercy grozi dożywocie.