Gwiazda zaledwie tydzień temu wyszła ze szpitala, do którego trafiła skrajnie wycieńczona ze swojego domu w Lewinie Kłodzkim, gdzie zajmowała się 70 psami i kotami. Wyszła na własną prośbę. Teraz Violetta Villas ukrywa się w ustronnym miejscu. Nie chce ujawnić, gdzie.

Ale -jak widać - piosenkarka wydobrzała na tyle, że znów chce śpiewać! W połowie lutego planuje występy na scenie. A na wiosnę zagra pięć dużych koncertów - jak przystało na prawdziwą diwę - w największych miastach w Polsce. I zaprezentuje na nich - uwaga - zupełnie nowe piosenki. "Chcemy wydać nową płytę" - zapowiada jej menedżer Andrzej Sikora.

To jeszcze nie koniec planów Violetty Villas. Gwiazda zakłada fundację na rzecz bezdomnych zwierząt. I chce odzyskać psiaki, które zabrano jej, gdy trafiła do szpitala. "Przygotuję pieskom prawdziwe schronisko" - ogłosiła dziś Villas. Nie wie tylko, czy wróci do Lewina. Dom pełen jest strasznych wspomnień. To tu wśród zagłodzonych, brudnych zwierząt się rozchorowała. Dlatego najpierw willę czeka remont. A potem może i sprzedaż.

Dlaczego diwa wylądowała w szpitalu psychiatrycznym? Violetta Villas, jak sama mówi, ma wrogów. "Część rodziny się w to włączyła, a najbardziej chodziło mojemu synowi o to, żeby mnie wydziedziczyć i dysponować moim majątkiem" - wyznała gwiazda. Piosenkarka podejrzewa również, że w jej osobistej tragedii maczały palce służby specjalne. "W IPN są trzy moje teczki, których nikt nie chce mi udostępnić" - wyjaśnia Villas. Dlatego ma nadzieję, że spotka się w tej sprawie z ministrem likwidatorem Wojskowych Służb Informacyjnych Antonim Macierewiczem.

Tymczasem jej rodzina - m.in. synowa - uważa, że ludzie, którzy, jak twierdzą, pomagają Villas, wykorzystują ją i jej chorobę do własnych celów.