Do niedawna Mieczysław Kłosowski stał przy Sukiennicach w przebraniu Lajkonika. Fotografował się z turystami, dotykał ich magiczną buławą. "Trzeba jakoś na życie zarabiać. Ja rozdawałem szczęście. Miałem pozwolenie z magistratu i płaciłem za zajęcie metra kwadratowego płyty Rynku dwa złote dziennie" - mówi. Tak było do końca zeszłego roku. Przed wiosną chciał przedłużyć umowę. Ale w magistracie usłyszał, że nic z tego. Dlaczego?
"Główny plastyk miejski wydał negatywną opinię na temat stroju i działalności Lajkonika na Rynku" - mówi Filip Szatanik z biura prasowego prezydenta Krakowa i po szczegóły odsyła do Jacka Stokłosy, plastyka miejskiego. "Mamy dwa zastrzeżenia. Chodzi o zachowanie wyjątkowości tej postaci, by wizerunek Lajkonika nie spowszedniał. Powinien on występować tylko raz w roku, kiedy w oktawę Bożego Ciała wraz z orszakiem wyrusza z klasztoru Norbertanek i ulicami Krakowa podąża na Rynek. Gdy podczas przemarszu uderzy kogoś swoją buławą, ten będzie miał szczęście przez cały rok" - tłumaczy Stokłosa.
Druga rzecz dotyczy repliki stroju konika zwierzynieckiego, jak czasami nazywany jest Lajkonik. Oryginał, zaprojektowany na początku XX w. przez Stanisława Wyspiańskiego, przechowywany jest w zbiorach Muzeum Historycznego Krakowa. Zdaniem dyrekcji muzeum i plastyka, na wykorzystywanie repliki stroju potrzebna jest zgoda muzeum. "Bo za chwilę może się okazać, że po Rynku będzie hasać kilkanaście różnych Lajkoników" - dodaje Stokłosa.
Słynny Lajkonik - jedna z wizytówek Krakowa - może zniknąć z Rynku Głównego. Władze miasta postanowiły bowiem nie wydawać zezwoleń na występy osobie przebierającej się w lajkonikowy strój - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama