W ciągu ostatnich 15 lat liczba osób leczonych psychiatrycznie wzrosła u nas z 600 tys. do ponad 1,5 mln rocznie. Przybyło ludzi z najcięższymi schorzeniami psychotycznymi. Teraz takich pacjentów jest w szpitalach blisko 100 tys.

Dane z najnowszego Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego na lata 2008 - 2012, przygotowanego przez psychiatrów na zlecenie Ministerstwa Zdrowia, porażają. Wynika z nich, że Polacy od kilku lat cierpią na pandemię załamań nerwowych i depresji. Ich głównym źródłem jest samotność, poczucie społecznego odrzucenia. "Lęk o przyszłość, poczucie winy z powodu niewywiązywania się z pełnionych ról społecznych, zawrotne tempo życia, a nade wszystko ogromne rozluźnienie więzów rodzinnych powodują ogromny stres, z którym znaczna grupa naszego społeczeństwa sobie nie radzi" - przyznaje dr Andrzej Cechnicki, krakowski psychiatra, współtwórca programu.

Jak zaznacza, sytuacja ta odbija się niekorzystnie na zdrowiu psychicznym nie tylko dorosłych, ale również i na dzieciach. Lekarze szacują, że blisko milion dzieci i młodzieży w Polsce wymaga stałej opieki psychiatrycznej i psychologicznej. "Większość z nich to dzieciaki z tzw. dobrych domów, gdzie oboje rodzice ciężko pracują i nie poświęcają latorośli wystarczająco dużo czasu bądź w ogóle ich nie ma w domu, bo np. wyemigrowali za pracą" - podaje przykłady dr Cechnicki.

Skutki osamotnienia dzieci są opłakane. Ogląda je na swoim oddziale psychiatra dr Tomasz Pisarek, wicedyrektor Mazowieckiego Centrum Neuropsychiatrii i Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży w Zagórzu koło Warszawy. W ubiegłym tygodniu jego placówka musiała wstrzymać przyjęcia na oddziały psychiatryczne. "Przywieziono nam tylu pacjentów, że przyjęliśmy tylko <najostrzejsze przypadki>: agresywne maluchy, które dokonały samookaleczenia, kilkunastoletnich niedoszłych samobójców i dzieci z ciężką depresją" - wylicza lekarz.





Reklama