Tragedia rozegrała się w bloku przy ul. Leśnej w Tychach, gdzie mieszkali Tatajowie. Pan Andrzej wyszedł na chwilę do sklepu na zakupy. Nie było go kwadrans, może 20 minut. Gdy wracał, już na klatce usłyszał dobiegające ze swojego mieszkania stłumione odgłosy. Drzwi były na wpół uchylone... - opisuje tragedię "Fakt".
Otworzył je na oścież i zamarł. Ujrzał makabryczny widok. Jego naga żona Teresa leżała na wpół martwa. Jakiś mężczyzna gwałcił i okładał pięściami. "Przez chwilę nie mogłem się poruszyć... Krzyk uwiązł mi w gardle. Boże, myślałem, że to trwa wieczność..." - szepcze Tataj.
Mężczyzna, który na niego spojrzał, miał w oczach błysk szaleństwa. Tataj rzucił się w jego stronę. Na wpół nagi oprawca błyskawicznie podniósł się i próbował wybiec z mieszkania, kopiąc jeszcze jęczącą ofiarę.
Ale w tym momencie na pomoc Andrzejowi rzucił się sąsiad - Mirosław Rachocki. "Dopadliśmy tego bydlaka. Chciałem go żywcem udusić" - dodaje Tataj. "Już byłem tak blisko... Ale miał szczęście, bo za chwilę przyjechali policjanci i mnie odciągnęli".
Gdy przyjechało pogotowie, było już za późno na ratunek. Teresa nie dawała oznak życia. Lekarze stwierdzili zgon. Mordercą okazał się Wiesław P., 29-letni mieszkaniec Tychów. Był już notowany za drobne przestępstwa, siedział w więzieniu. Utrzymywał się z dorywczych prac i zbierania złomu. Tego dnia wszedł po prostu z ulicy do bloku przy ul. Leśnej i naciskał klamki w kolejnych drzwiach. Sprawdzał, które jest otwarte. Otwarte było mieszkanie Andrzeja i Teresy Tatajów...
Wiesław P. wkrótce stanie przed sądem. Prokuratura postawiła mu zarzut zgwałcenia i zakatowania kobiety na śmierć.
Tego widoku Andrzej Tataj nie zapomni do końca życia. Gdy otworzył drzwi własnego mieszkania, zobaczył żonę leżącą w kałuży krwi i pochylającego się nad nią obcego mężczyznę. Napastnik zgwałcił ją, a potem skatował na śmierć.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama
Reklama
Reklama