Policjanci znaleźli w domu monity i wezwania do zapłaty - twierdzi radio. Wynika z nich, że rodzina miała milionowe długi. Sąsiedzi twierdzą, że mężczyzna skarżył się do ministerstwa sprawiedliwości na komorników.

Reklama

Policjantów zaalarmowano około godziny 1.00 w nocy. Natychmiast pojechali nad Zalew Zegrzyński, do Nieporętu. Gdy dotarli do osiedla domków jednorodzinnych, gdzie padły strzały, było już za późno.

46-letni Dariusz P., który strzelał do swoich domowników, już nie żył, jego żona również. Dwaj synowie - w wieku 17 i 20 lat - byli ranni. Tak szybko, jak tylko się dało, przewieziono ich do szpitala. Trzeci syn - 19-latek - uciekł. Jest teraz pod opieką psychologa.

Marcin Szyndler z Komendy Stołecznej Policji powiedział dziennikowi.pl, że napastnik strzelał z broni sportowej. Teraz specjaliści z policyjnego laboratorium dokładnie przebadają tę broń. Wiadomo, że mężczyzna miał na nią pozwolenie.

Szyndler przyznaje, że będzie bardzo trudno ustalić, co było przyczyną tragedii. "Wszystko rozegrało się w czterech ścianach" - podkreśla. Jedynymi świadkami są synowie zabójcy, ale nie wiadomo, kiedy będzie można ich przesłuchać.

Reklama