Rynek zareagował natychmiast! Nie minął tydzień od publikacji wywiadu, w którym rzeczniczka praw dziecka zastanawiała się, czy Tinky Winky jest gejem, a już można kupić koszulki z teletubisiem oraz bezceremonialnym napisem: "Będę nosił damskie torebki i ch... "

Reklama

Koszulki z fioletowym stworem, który dumnie głosi swój manifest, kosztują od 40 do 60 zł. Do kupienia są w jednym z internetowych sklepów. Do kompletu można sobie jeszcze dobrać torby, kubki, czapeczki bejsbolowe czy znaczki z takim samym napisem. Czym są najnowsze teletubisiowe gadżety: tylko szansą dla ich wytwórcy na szybki zarobek, czy może czymś więcej?

"Te koszulki przecież ktoś robi, a więc na nich zarabia" - mówi Łukasz Mazurkiewicz, szef Instytutu Badań Rynkowych ARC Rynek-Opinia, ale zaraz dodaje: "Wydaje się jednak, że zarobek nie jest głównym motywem tego człowieka. To raczej zjawisko z obszaru nowych form wyrażania opinii publicznej.

"To specyficzna forma społecznej publicystyki" - zgadza się Adam Łaszyn, specjalista public relations. "Nie każdy może przecież napisać artykuł czy felieton, żeby wyrazić swoje poglądy. Koszulka z odpowiednim napisem umożliwia publiczne wyrażenie swojego stosunku do świata".

Reklama

Społeczna publicystyka na podkoszulkach w Polsce to zjawisko nowe, ale już znane. Najbardziej popularne są t-shirty z prowokacyjnymi napisami: "jestem gejem" czy "nie lubię seksu" kupowane zwłaszcza przez młodych ludzi ze środowisk liberalnych. Jednak są też inne.

W warszawskiej księgarni pisma "Fronda" można kupić koszulki z różańcem przedstawionym w stylistyce popkulturowej, czyli w języku zrozumiałym dla młodzieży. W podobny sposób "promowane" jest niepokalane poczęcie. "Takie koszulki to znak porozumiewawczy dla ludzi o podobnych poglądach, forma identyfikacji, czytelny znak, ale także dyskusja, wymiana poglądów, inteligentna i bez agresji" - tłumaczy Łukasz Mazurkiewicz.

"Kiedy mamy do czynienia z silnymi emocjami, sprzeciwem wobec rzeczywistości, czujemy potrzebę odnalezienia innych ludzi o podobnym stosunku do świata" - dodaje Aleksandra Jadko, psycholog społeczny. "Chcemy należeć do grupy, która również wyraża sprzeciw. Koszulka z teletubisiem staje się wtedy symbolem takiej zbiorowości, która protestuje przeciwko głupocie".

Reklama

Co jednak musi się wydarzyć, żeby ludzie chcieli to komentować na własnej piersi? Donioślejsze wydarzenia niż lapsus rzeczniczki praw dziecka nie trafiły na żadne ubrania ani kubki. A Tinky Winky błyskawicznie. "Tu muszą być spełnione dwa warunki" - mówi Łukasz Mazurkiewicz z Instytutu Badań Rynkowych ARC Rynek-Opinia.

"Sprawa musi być spektakularna i śmieszna, mieć w sobie ładunek satyryczny i być wdzięcznym tematem do żartów. A po drugie musi dotykać obszaru polityki czy powszechnie nielubianej osoby. Wokół takiej sprawy opinia publiczna organizuje się błyskawicznie. A temat teletubisia jest wyjątkowo wdzięczny, bo nawet partyjni koledzy podśmiewali się z pani rzecznik".

Manifest poglądów to jednak nie wszystko. Koszulka z Tinky Winky’m mówi światu jeszcze coś: "Że ten, kto ją nosi, trzyma rękę na pulsie i potrafi błyskawicznie reagować na otaczającą go rzeczywistość" - zauważa Adam Łaszyn. A więc właściciel takiego ubrania jest na czasie, jest bystry, wyprzedza innych. Satyra koszulkowa to także wentyl przeciw nagromadzonym społecznym emocjom. Jak kawał polityczny. "Ludzie manifestują w ten sposób swój dystans do otoczenia" - mówi Łaszyn. "Kpią z absurdów życia publicznego".

"To odgromnik na codzienną powagę i wysokie C, na którym prowadzi się dyskusje" - dodaje Mazurkiewicz. "A cechą takiej koszulkowej demonstracji jest to, że można w ten sposób wyrazić się ostrzej niż w poważnej dyskusji. Konwencja na to pozwala".