Tego dnia pan Piotr długo nie zapomni. Do tej pory na samą myśl o wężu z Odry cierpnie mu skóra na plecach. "To było straszne" - opowiada "Faktowi". "W życiu nie widziałem takiego giganta" - dodaje.

Wąż miał ponad dwa metry długości. Pan Piotr zauważył bestię, wypłynęła z trzcin tuż przy brzegu. Z przerażenia zerwał się na równe nogi i odskoczył kilka metrów. Ale zdobył się jednak na odwagę, trzęsącymi rękami chwycił za aparat i pstryknął kilka zdjęć.

Reklama

"Z tego strachu większość fotek wyszła nieostra" - śmieje się. "Wąż zrobił na mnie ogromne wrażenie. Miał prążki pod pyskiem i bardzo szybko płynął. Tak dużego węża w warunkach naturalnych jeszcze nie widziałem" - wspomina.

Tajemniczym gadem zainteresowali się eksperci z Muzeum Przyrodniczego Uniwersytetu Wrocławskiego. "To naprawdę wielki okaz" - przyznaje Andrzej Jabłoński. "Bez wątpienia jest to samica zaskrońca. Ale tak dużej w mieście jeszcze nie widziałem. Skoro pływa w Odrze, to oznacza, że rzeka nie jest aż tak bardzo zanieczyszczona. Upodobała sobie rzekę, bo tam może polować na swój przysmak, czyli żaby" - dodaje.

Pan Piotr nie zniechęcił się i nadal lubi chodzić na spacery nad Odrę. Tyle że teraz mniej chętnie podchodzi do brzegu. "Co innego zobaczyć taką bestię w zoo za szybą terrarium, a co innego stanąć z nią oko w oko" - przyznaje. "Ja wiem, że ona gdzieś tam pływa w rzece..." - zapewnia.