Jak pisaliśmy wczoraj w DZIENNIKU, jeden z najpopularniejszych prezenterów telewizji publicznej zatańczy w "Tańcu z gwiazdami" w TVN. Kammel tym samym zrezygnował z udziału w show TVP 2 "Gwiazdy tańczą na lodzie". Informacja ta kompletnie zaskoczyła jego szefów. Nie wiedzieli o tym ani Małgorzata Raczyńska, dyrektor "Jedynki", ani Andrzej Urbański, prezes TVP.

Reklama

Decyzja prezentera może być spowodowana tym, że z końcem października kończy się mu kontrakt w telewizji publicznej. Według naszych informacji Tomasz Kammel nie rozmawiał jeszcze o następnej umowie. Usłyszał jedynie od Andrzeja Urbańskiego, że telewizja jest zainteresowana jego obecnością na Woronicza.

"To, że na dwa miesiące przed końcem kontraktu Kammel nie wie, czy ma jakąś ofertę od swojego pracodawcy, najlepiej świadczy o tym, jak telewizja publiczna traktuje swoje gwiazdy" - ocenia Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN.

Jak pokazują styczniowe badania TNS OBOP, Kammel jest jednym z najbardziej popularnych polskich dziennikarzy telewizyjnych. W pierwszej dziesiątce, oprócz niego, znalazły się jeszcze dwie osoby związane z TVP: Grażyna Torbicka oraz Maciej Orłoś. Torbicka, gwiazda "Dwójki", oprócz cyklu "Kocham Kino" nie ma dziś stałego programu. Orłoś miał mieć swoje autorskie "Orłoś show", ale po zmianie kierownictwa "Jedynki" z programu zrezygnowano. "Z jednej strony nie mogę narzekać na telewizję, udało mi się wywalczyć satysfakcjonujące warunki, ale z możliwości rozwoju zawodowego nie do końca mogę być zadowolony. Z dopieszczaniem gwiazd w telewizji nigdy nie było dobrze" - przyznaje dziennikarz.

Reklama

Pod względem finansowym gwiazdy telewizji publicznej nie są poszkodowane, zarabiają podobnie jak dziennikarze stacji komercyjnych. Dlaczego więc nie są zadowolone i zmieniają pracodawcę? "Nie chodzi o pieniądze. Chodzi o stosunki międzyludzkie. Traktuje się nas jak przedmioty, przesuwa się z jednego programu do drugiego" - mówi jeden z wieloletnich pracowników TVP.

Najlepszym przykładem jest historia Moniki Olejnik, która rok temu nie mogła się porozumieć z ówczesnymi władzami na Woronicza co do pory emisji programu "Prosto w oczy". W ciągu kilku dni dziennikarka dogadała się za to z TVN 24. Jej odejście wprawiło włodarzy TVP w osłupienie.

Tomasz Kammel też chciałby mieć własny program. Od czasu zdjęcia z ramówki "Sekretów rodzinnych" jest tylko prezenterem. Po wczorajszej informacji o jego udziale w show konkurencji, Andrzej Urbański błyskawicznie skontaktował się z ojcem Kammela, który jest jego menedżerem. "Tomek jest pracownikiem TVP i nie wpadł na pomysł, żeby zmieniać pracę. Choć oczywiście ze swoimi ambicjami nigdy nie będzie do końca zadowolony z tego, co ma" - mówi twardo Christian Kammel. Jego syn był wczoraj nieuchwytny.

Reklama

To niezadowolenie chce wygrać dla siebie TVN. Jej szefowie chętnie widzieliby u siebie Kammela, który ma rzesze wielbicielek, szczególnie wśród młodych kobiet. Już pojawiła się informacja, że mógłby poprowadzić magazyn "Dzień Dobry TVN". "Nie wątpię, że TVP teraz o Kammela zawalczy. My także jesteśmy gotowi do złożenia mu propozycji" - mówi Edward Miszczak. Telewizja publiczna zapewnia jednak, że swojej gwiazdy nie zamierza wypuszczać. "Rozmowy o przedłużeniu kontraktu Tomasza Kammela będą prowadzone" - zapewnia Aneta Wrona, rzecznik TVP.

Zniknięcie prezentera byłoby dla władz telewizji publicznej poważnym ciosem. W ciągu ostatnich lat do konkurencji, oprócz Moniki Olejnik, odeszli m.in. Magda Mołek (do TVN), Kamil Durczok (do TVN), Agata Młynarska (do Polsatu), Dorota Gawryluk (do TV Biznes).

Gawryluk tak to tłumaczy: "W TVP panuje przekonanie, że odejście znanej osoby to żadna strata, na jej miejsce przyjdzie kolejna. Jedna z osób kierujących stacją powiedziała mi nawet, że przecież jest tyle ludzi, z których można zrobić gwiazdę" - tłumaczy.

Inaczej jest w TVN i teraz, pod rządami Niny Terentiew, w Polsacie. Gwiazdy tych stacji mają zapewnione bardzo dobre warunki finansowe i promocję swoich programów nie tylko w swojej stacji, ale także prasie. "Gwiazdy są ikonami, które przede wszystkim kojarzy widz" - argumentuje Miszczak.