Według Marangosa, w grę wchodzi kwota 11 milionów euro. W "sprzedaż" praw do organizacji ME-2012 zamieszanych miało być przynajmniej pięciu członków Komitetu Wykonawczego UEFA. Do "transakcji" miało dojść w jednej z cypryjskich kancelarii prawnych. Marangos podkreślił, że o całej sprawie poinformował władze UEFA już parę miesięcy temu.
W sobotę o rewelacjach Marangosa napisały m.in. niemieckie gazety oraz francuska agencja prasowa AFP. UEFA zaprzecza sensacjom Cypryjczyka.
"To jakaś bzdura. Akt desperacji i frustracji ze strony tego człowieka. Szczerze mówiąc, nigdy nie słyszałem jego nazwiska, a przecież znam dobrze bardzo wielu działaczy, w tym kilku z cypryjskiej federacji. Łącznie z jej prezesem. Może ten Cypryjczyk ma prywatne porachunki w swoim narodowym związku i teraz rozgrywa jakiś własny mecz?" - powiedział PAP Michał Listkiewicz, który pełnił obowiązki prezesa PZPN w okresie, gdy Polska wraz z Ukrainą wygrały wyścig o prawo organizacji mistrzostw Europy (kwiecień 2007).
"Jako PZPN nie mamy sobie nic do zarzucenia. Jestem pewien, że cypryjski działacz nie dysponuje żadnymi dowodami. Za takie pomówienia może spodziewać się ostrych reakcji ze strony UEFA, włącznie z procesem sądowym. Może Cypryjczykowi chodzi o to, by zaistnieć w mediach? Cóż, jego nazwisko przewinie się przez kilka dni na łamach gazet i... to wszystko. Nie mamy się czym przejmować. Robimy swoje, przygotowując się do turnieju finałowego Euro 2012" - dodał Listkiewicz.
Na razie UEFA podchodzi do rewelacji Marangosa bardzo spokojnie.
"Codziennie dostajemy różne donosy. Nie na każdy możemy reagować. Gdybyśmy zajmowali się wszystkimi, bezgranicznie ufając informatorom, a nie mieli żadnych dowodów, to niewiele zostałoby nam czasu dla piłki nożnej" - powiedział sekretarz generalny UEFA Gianni Infantino.
18 kwietnia 2007 roku członkowie Komitetu Wykonawczego UEFA wybrali Polskę i Ukrainę na organizatorów Euro 2012, uznając, że wspólna kandydatura tych krajów jest lepsza niż włoska i chorwacko-węgierska.