"Część mieszkań uległo zalaniu podczas akcji gaśniczej, jednak ich konstrukcja nie została w żaden sposób naruszona. Wymiany wymaga jedynie fragment ściany nośnej na wysokości spalonego mieszkania, ale nie wpływa to na bezpieczeństwo pozostałych lokali" - powiedział powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Dąbrowie Górniczej, Zdzisław Wójcik.

Reklama

Oględziny wykazały, że część zewnętrznej ściany mieszkania, gdzie doszło do wybuchów, została - prawdopodobnie siłą eksplozji - odepchnięta o ok. 3 cm od pierwotnego położenia. Może to świadczyć o sile wybuchów. Uszkodzenie dotyczy jednak tylko fragmentu ściany. Konstrukcja dachu pozostała nienaruszona. "Lokatorzy mogą wrócić do swoich mieszkań, rozpocząć ich przewietrzanie i osuszanie" - powiedział inspektor. W poniedziałek określony zostanie dokładny zakres remontu, jaki trzeba przeprowadzić w dotkniętym pożarem budynku.

http://www.youtube.com/watch?v=Zhi71XaNUfI

Jak mówią strażacy, niewiele brakowało, by skutki pożaru i wybuchów były poważniejsze. W spalonych pomieszczeniach ratownicy znaleźli pięć kolejnych butli gazowych, które również groziły wybuchem. "Były to butle różnej wielkości - od turystycznych, 2-kilogramowych, po 11-kilogramową. Wszystkie były bardzo rozgrzane, istniało ryzyko kolejnych wybuchów" - relacjonował oficer dyżurny wojewódzkiego stanowiska kierowania śląskiej straży pożarnej.

Pożar wybuchł przed pierwszą w nocy na ostatnim piętrze trzypiętrowego budynku przy ul. Norwida. Świadkowie usłyszeli odgłosy czterech następujących po sobie eksplozji. Były tak silne, że z niektórych okien w budynku wypadły szyby.

Jako jedni z pierwszych na miejsce dotarli policjanci z będącego w pobliżu patrolu, którzy rozpoczęli ewakuację mieszkańców pozostałych mieszkań. "Kiedy policjanci wyprowadzili kobietę z przyległego mieszkania, ponownie doszło do eksplozji, po której część ściany runęła na łóżko, gdzie jeszcze przed chwilą spała ewakuowana" - relacjonował rzecznik dąbrowskiej policji, asp. Mariusz Miszczyk.

Rzecznik zapowiedział, że w trakcie postępowania prowadzonego w sprawie wypadku, policjanci zbadają m.in. po co mężczyzna zgromadził aż tyle butli gazowych. Wstępne informacje wskazują, że używał ich do gotowania i ogrzewania. Budynek, gdzie doszło do eksplozji, ma ok. 50 lat, nie ma tam instalacji gazowej i centralnego ogrzewania.

Reklama

Wezwani na miejsce strażacy ugasili pożar w godzinę. Do płonącego mieszkania musieli wejść przez okna, po drabinach, bo wewnątrz zawaliły się ścianki działowe, blokując stalowe drzwi. W mieszkaniu strażacy znaleźli spalone zwłoki właściciela - Jana S. Mężczyzna był wdowcem, mieszkał samotnie.

W akcji uczestniczyło 11 zastępów strażackich, w sumie 26 ratowników. Z budynku oraz dwóch sąsiednich klatek ewakuowano wszystkich mieszkańców. Cała akcja, wraz z zabezpieczaniem spalonego mieszkania, trwała cztery godziny. Po tym czasie lokatorzy z sąsiednich klatek mogli wrócić do domu. Decyzja, że do mieszkań mogą wrócić również pozostali lokatorzy, z 10 lokali, zapadła rano, gdy budynek dokładnie obejrzał inspektor nadzoru budowlanego.

Jak powiedział PAP rzecznik dąbrowskiego magistratu, Marcin Bazylak, samorząd już w nocy otoczył ewakuowanych mieszkańców pomocą; zabrał się sztab kryzysowy, na miejscu był prezydent miasta Zbigniew Podraza. Dla poszkodowanych przygotowano miejsca w pobliskim gimnazjum - skorzystały z nich trzy osoby. Pozostali lokatorzy spędzili noc u rodziny lub znajomych.

Na kolejne noce samorząd przygotował dla potrzebujących miejsca noclegowe oraz posiłki w domu pomocy społecznej. Mogą one być potrzebne, bo uporządkowanie i osuszenie zalanych podczas akcji gaśniczej mieszkań może potrwać kilka dni. Decyzje, czy skorzystać z oferowanych przez miasto noclegów, należą do samych mieszkańców.

Według strażaków, straty spowodowane pożarem wyniosły ok. 250 tys. zł.