Autorzy pozwu chcą dowieść, że za tragedię jest odpowiedzialny Skarb Państwa. Korzystny wyrok umożliwi im później dochodzenie odszkodowań.
O wysłaniu pozwu poinformował PAP pełnomocnik części poszkodowanych, mec. Adam Car z Sopotu. Pozew objął 16 osób, ale już wiadomo, że dołączą do niego kolejni poszkodowani.
Jak wyjaśnił Car, sprawa trafi do sądu w Warszawie, bo to w stolicy mieści się siedziba Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego. Zdaniem strony powodowej, zaniedbania nadzoru budowlanego przyczyniły się do katastrofy. "Zarzucamy przedstawicielom nadzoru budowlanego zaniechanie obowiązków ustawowych. Nie wyeliminowali przyczyny późniejszej katastrofy" - powiedział mec. Car.
Poza centralą nadzoru budowlanego adresatami pozwu są też inne podmioty, które reprezentują Skarb Państwa: Prezydent Chorzowa i Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w tym mieście.
Jak wyjaśnił Car, po złożeniu pozwu sąd zdecyduje, czy sprawa nadaje się do rozpoznania w postępowaniu grupowym. Jeśli tak uzna, w ogólnokrajowej prasie powinno się ukazać ogłoszenie, że wszyscy poszkodowani w katastrofie mogą się przyłączyć do pozwu. Car zapewnia, że przystąpienie do sprawy nie pociąga żadnych dodatkowych kosztów. Korzystny dla poszkodowanych wyrok pozwoliłby im później dochodzić odszkodowań od państwa.
Poszkodowani, których reprezentował mec. Car (było ich wówczas około 170), złożyli wcześniej zawezwania do próby ugodowej, jednak reprezentowany przez Prokuratorię Generalną Skarb Państwa uznał, że państwo nie ponosi żadnej odpowiedzialności za katastrofę. Teraz Car spodziewa się, że tych 170 poszkodowanych, a być może także inni, których wcześniej nie reprezentował, przyłączą się do sprawy.
Już wiadomo, że do pozwu przyłączą się poszkodowani i rodziny ofiar, które reprezentuje katowickie stowarzyszenie "Wokanda". "Będziemy działać dwutorowo - z jednej strony przyłączymy się do pozwu mec. Cara, a niezależnie od tego w oddzielnych procesach nadal będziemy się domagać konkretnych odszkodowań" - powiedział w czwartek PAP prezes "Wokandy" Marcin Marszołek.
Według Marszołka, do pozwu składanego przez mec. Cara przyłączy się 8-15 klientów "Wokandy", która reprezentuje 38 poszkodowanych w katastrofie hali i rodzin ofiar. "Nie wszyscy są tak zdeterminowani, niektórzy są już wypaleni walką o należne im odszkodowania" - zaznaczył.
Rodziny ofiar i ranni w katastrofie są rozżaleni, że mimo upływu czasu wielu z nich nie otrzymało należytej rekompensaty za uszczerbek na zdrowiu i stratę bliskich. Przypominają, że państwo proponuje konkretne odszkodowania rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej. Czują się dyskryminowani.
Od dnia katastrofy do sądów w Katowicach i Chorzowie wpłynęły dziesiątki spraw o odszkodowania. Łączna kwota zgłoszonych roszczeń sięgała kilkudziesięciu milionów złotych. Niektóre sprawy zakończyły się wyrokami, niewielka część ugodami, inne ciągle są w toku.
W chorzowskim sądzie złożono ponad 100 tzw. zawezwań do próby ugodowej, żadna nie zakończyła się zawarciem ugody. Zawezwanie przerywa jednak okres przedawnienia, więc poszkodowani mają jeszcze czas na wytoczenie powództwa.
W zakończonych sprawach sądy zwykle przychylały się do roszczeń, choć zasądzały odszkodowania, zadośćuczynienia i renty w niższej kwocie niż domagali się poszkodowani - od kilku do kilkuset tys. zł.
Poszkodowani początkowo kierowali roszczenia pod adresem spółki MTK, ale później także do Skarbu Państwa, podkreślając, że jest on samoistnym posiadaczem terenu, na którym stała hala (MTK są tylko dzierżawcą terenu). Wskazywali też na zaniedbania władzy publicznej w zakresie nadzoru budowlanego, które - co w części potwierdziła również prokuratura - przyczyniły się do katastrofy.
W 2008 r. zapadł pierwszy prawomocny wyrok, w którym najpierw chorzowski, a później katowicki sąd zdecydował, że 8 tys. zł odszkodowania jednemu z rannych w katastrofie powinna wypłacić nie spółka MTK, ale właśnie państwo. Wyrok w tamtym procesie stał się jednym z argumentów reprezentantów innych pokrzywdzonych, którzy uważają, że w tej sytuacji Skarb Państwa powinien porozumieć się z poszkodowanymi.
Proces karny w sprawie katastrofy toczy się przed katowickim sądem okręgowym. Odpowiadają w nim m.in. dawni szefowie spółki MTK i projektanci hali. Według prokuratury, na tragedię złożyły się błędy i zaniechania w fazie projektowania i budowy hali, a także jej użytkowania i nadzoru nad budynkiem.
Jedną z oskarżonych przez prokuraturę osób jest b.inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie. Śledczy zarzucili jej, że powiadomiona w 2002 r. przez straż pożarną o ugięciu się dachu hali nie podjęła żadnych czynności w celu kontroli stanu budynku lub wyłączenia go z użytkowania. Maria K. jest też oskarżona o nieumyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy.
Hala MTK zawaliła się 28 stycznia 2006 r., w pawilonie odbywały się wtedy międzynarodowe targi gołębi pocztowych. Pod zawalonym dachem zginęło 65 osób, a spośród ponad 140 rannych 26 osób doznało ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. W dniu katastrofy na dachu hali zalegała gruba warstwa śniegu.