Kimon powiedział, że o metodach "na wnuczka" czy "pracownika socjalnego" ostatnio zrobiło się głośno, ludzie są ostrożniejsi i dlatego złodzieje i oszuści szukają nowych sposobów.
Przy metodzie "na kuferek" działają zwykle tak: elegancki mężczyzna zaczepia grzecznie osobę, zwykle starszą i prosi łamaną polszczyzną o pomoc. Wyjaśnia, że jest np. Węgrem, wydarzył się wypadek, a ktoś z rodziny trafił do szpitala. Prosi o wskazanie drogi. Tłumaczy, że nie zna miasta więc proponuje, by wsiąść z nim do samochodu, w którym mogą też być inne osoby, i pokazać drogę do szpitala, a on potem odwiezie do domu.
Po krótkiej wizycie w szpitalu, oszuści odwożą ofiarę do jej domu, pomagają wejść. Proszą o pożyczenie polskich pieniędzy, które muszą dać lekarzowi w szpitalu. Jako zastaw i gwarancję, że pieniądze oddadzą zostawiają kuferek, do którego wkładają coś cennego np. dolary, biżuterię czy luksusowy zegarek. Znikają z pieniędzmi a kuferek jest oczywiście pusty.
Czasami oszuści działają podobnie, ale bez kuferka. Po dostaniu się do mieszkania swej ofiary jeden prosi o szklankę wody, a inni plądrują mieszkanie.
"Wykorzystują dobre serce i chęć pomocy swych ofiar. Naciągają tak zwykle osoby starsze, są bardzo eleganccy a kulturalnym zachowaniem i miłą rozmową zjednują zaufanie" - powiedział Kimon. Dodał, że w żadnym wypadku nie można wsiadać do samochodu z nieznaną osobą, ani też wpuszczać jej do mieszkania pod jakimkolwiek pretekstem.
"Nie wiadomo jak przestępcy zareagują w chwili zagrożenia, mogą np. dosypać czegoś do picia gospodarzowi domu by go uśpić, mogą zamroczyć gazem - może dojść do większej tragedii, niż tylko strata mienia"- przestrzegł. Zaapelował też, by o każdym przypadku takiej kradzieży zawiadamiać policję.