Kilka lat temu, kiedy Grzesikowi ukradziono dokumenty, informacja o tym nie trafiła do międzybankowego rejestru. Na nazwisko ofiary przestępcy wyłudzali kredyty, co oznaczało dla Grzesika liczne kłopoty - przesłuchania na policji, zajęcie pensji przez komornika i brak możliwości otrzymania kredytu.
Zgodnie z wtorkowym wyrokiem, bank w sobotnio-niedzielnym wydaniu "Gazety Wyborczej" ma przeprosić Grzesika za naruszenie jego dóbr osobistych - godności, czci, dobrego imienia i poczucia bezpieczeństwa - poprzez bezpodstawne i bezprawne zaniechanie zastrzeżenia jego dowodu osobistego zgodnie ze złożoną przez niego dyspozycją.
Sędzia Joanna Kozera przypomniała, że zaniechanie naraziło Grzesika na postępowania egzekucyjne i karne, a w odbiorze społecznym - na opinię osoby nierzetelnej, niewypłacalnej, a nawet współdziałającej w wyłudzaniu kredytów. Grzesik był narażony na niewybredne dowcipy, sprawa była komentowana w mediach i w internecie - mówiła sędzia.
Zgodnie z wyrokiem bank ma wypłacić powodowi 57 tys. zł zadośćuczynienia (sąd przyjął, że należy mu się tysiąc złotych za każdy miesiąc naruszania dóbr osobistych). Części tej kwoty - chodzi o 10 tys. zł - sąd nadał rygor natychmiastowej wykonalności. Na wypłatę takiej właśnie kwoty zgodziła się strona pozwana na początku procesu. Bank ma też zwrócić 7,4 tys. zł kosztów procesu - zdecydował sąd.
"Trudno mówić o finansowej satysfakcji; traktuję to jako symbol. Po raz pierwszy w takiej sprawie sąd orzekł taki wyrok. To zwycięstwo dla mnie i tysięcy Polaków, którzy czekali na ten moment, i mam nadzieję, że od tej pory nie będą się bali składać spraw przeciw bankom" - skomentował wyrok Grzesik. "Do dzisiaj mówiło się, że z bankiem się nie wygra. Od dziś mamy dowód na to, że z bankiem można wygrać" - dodał Grzesik, który przekonuje, że podobna historia może spotkać każdego.
Grzesik żądał przeprosin i 100 tys. zł zadośćuczynienia; nie wiadomo jeszcze, czy będzie składał apelację. Nie wiadomo też, czy orzeczenie zaskarży strona pozwana. "Nie komentujemy dzisiejszego wyroku sądu. Podjęcie dalszych kroków rozważymy po zapoznaniu się z uzasadnieniem orzeczenia sądu" - oświadczył PAP rzecznik Getin Noble Banku, Wojciech Sury.
Gdy w kwietniu 2006 r. Grzesikowi skradziono portfel i dokumenty, dziennikarz powiadomił o tym policję i bank, w którym miał konto VIP. Sądził, że dokumenty zostały zastrzeżone, więc sprawa jest zamknięta. Wkrótce okazało się jednak, że przestępcy posługujący się dowodem Grzesika zaciągali na jego nazwisko kredyty, które później nie były spłacane. Grzesik wielokrotnie był wzywany na policję, by złożyć zeznania i poddać się badaniom grafologicznym.
Wyjaśnienie tych spraw nie oznaczało końca kłopotów - komornik zajął mu pensję, a z powodu kłopotów z dokumentami Grzesik przez lata nie mógł dostać kredytu, trafił bowiem do rejestru Biura Informacji Kredytowej.
Okazało się, że wbrew przekonaniu Grzesika jego dowód nie trafił do międzybankowej bazy Dokumenty Zastrzeżone. Przedstawiciele banku początkowo odpowiadali, że klient powinien był to zastrzec i wpłacić dodatkowo 10 zł. Tymczasem Grzesik - dodawali - nie wydał takiego polecenia. Grzesik odpowiadał, że nikt mu nie powiedział, że tak należy zrobić.
W odpowiedzi na pozew pełnomocnik banku nie zaprzeczał już, że w sprawie Grzesika popełniono błąd, a dobra osobiste klienta zostały naruszone. Kwestionował jednak kwotę, której domagał się powód. Proponował wypłatę 10 tys. zł.