Jak powiedziała PAP rzeczniczka Sądu Apelacyjnego w Warszawie sędzia Barbara Trębska, zgodnie ze środowym wyrokiem trzydziestokilkuletni Grzegorz T. będzie mógł ubiegać się o przedterminowe warunkowe zwolnienie dopiero po 22 latach (jeżeli sąd nie orzeka inaczej, skazani na 25 lat mogą ubiegać się o zwolnienie po 15 latach w więzieniu).
Obrońca skazanego adwokat Piotr Witaszek powiedział PAP, że podnosił w apelacji okoliczności związane ze współpracą skazanego z organami ścigania. Sąd po części je uwzględnił. Głównym powodem, który zadecydował o uwzględnieniu częściowo apelacji obrońcy, było to, że sąd okręgowy nie uznał za okoliczność łagodzącą faktu przyznania się oskarżonego do popełnienia czynu i współpracy z organami ścigania - powiedziała Trębska.
Zdaniem sądu drugiej instancji, gdyby oskarżony nie przyznał się i nie wskazał miejsca ukrycia zwłok, to prawdopodobieństwo niewyjaśnienia tej sprawy do tej pory, by było bardzo duże - dodała.
Ofiara morderstwa - mieszkająca w Nowym Dworze Mazowieckim Wioleta S. - początkowo została uznana za zaginioną. Zniknęła pod koniec marca 2006 r. Wychodząc z domu, nie zabrała ze sobą dokumentów ani rzeczy, które mogłyby świadczyć o wyprowadzce. Miała się spotkać z 28-letnim wówczas Grzegorzem T. - jej chłopakiem i ojcem jej nienarodzonego dziecka.
Mężczyzna, wielokrotnie później przesłuchiwany, twierdził, że dziewczyna nie dotarła na umówione spotkanie. Brał nawet udział w jej poszukiwaniach. Ciało odnaleziono dopiero pięć lat po morderstwie - w marcu 2011 r.; wcześniej policjanci i prokuratorzy ponownie przesłuchali Grzegorza T. i przedstawili mu prawdopodobny przebieg zdarzeń. Wówczas przyznał się do winy i złożył zeznania. Wskazał miejsce ukrycia zwłok - były zakopane nad Wisłą na terenie rezerwatu Kępa Nowodworska.
W pierwszej instancji proces toczył się przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga. W maju skazał on oskarżonego na dożywocie. Uznał, że mężczyzna działał z zimną krwią, brutalnością i cynizmem. Ofiara, Wioleta S., zapłaciła cenę życia za brak doświadczenia życiowego i zdolności odpowiedniej oceny ludzi, ale czy można mieć o to pretensje do 20-letniej dziewczyny - mówił wtedy w uzasadnieniu wyroku sędzia Sławomir Bielecki.
Sąd pierwszej instancji wskazał, że podczas spaceru - jak wynikało z wyjaśnień oskarżonego - Wioleta S. nie dała mu dojść do słowa. Niezrównoważona osobowość oskarżonego - "silnego i twardego" mężczyzny, zwolennika ideologii faszystowskiej - sprawiła, że skorzystał z zawsze noszonego noża - mówił sędzia. Kobieta otrzymała pięć ciosów nożem, następnie Grzegorz T. zakopał ofiarę. Potem, przez kilka lat, Grzegorz T. konsekwentnie ukrywał swój udział w zbrodni.
Sąd okręgowy wskazał, iż do rozwiązania sprawy przyczyniła się żmudna praca i determinacja funkcjonariuszy policji. Uznał też - z czym nie zgodził się w środę sąd apelacyjny - że okolicznością łagodzącą w sprawie nie może być przyznanie się oskarżonego do winy.
Grzegorz T. mówił tylko o jednym ciosie w plecy, po którym ofiara miała osunąć się na ziemię bez oznak życia. Jak twierdził, pozostałe obrażenia na ciele ofiary prawdopodobnie zostały zadane szpikulcem, którym policjanci nakłuwali grunt w poszukiwaniu ciała, jednak według prokuratury przeczyło temu usytuowanie obrażeń.