Aktualnie trwa protokolarne przekazywanie tych próbek przedstawicielom strony polskiej. Zostaną one przetransportowane do kraju specjalnym samolotem. Prokuratura planuje, że stanie się to 5 grudnia - powiedział rzecznik prasowy NPW płk Zbigniew Rzepa. Dodał, że po przetransportowaniu do Polski, próbki trafią do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie, gdzie rozpoczną się ich specjalistyczne, laboratoryjne badania - biegli szacują, że mogą one potrwać od kilku miesięcy do pół roku.
Płk Rzepa dodał, że prokurator Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prowadzącej śledztwo dotyczące katastrofy smoleńskiej oraz biegły z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji przebywają w Moskwie od niedzieli. Zarówno wskazany prokurator, jak i biegły brali udział w pobieraniu oraz zabezpieczaniu tych próbek - dodał.
W końcu października "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy znaleźli na wraku samolotu Tu-154M w Smoleńsku ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym doniesieniom. Zaznaczyła tylko, że znalezione ślady - podczas trwającego od połowy września do połowy października pobytu biegłych w Smoleńsku - mogą oznaczać obecność tzw. substancji wysokoenergetycznych.
Jak wtedy wyjaśniał szef warszawskiej WPO płk Ireneusz Szeląg, urządzenia wykorzystywane w Smoleńsku mogą w taki sam sposób sygnalizować obecność materiału wybuchowego, jak i innych związków np. pestycydów, rozpuszczalników i kosmetyków. Dodał, że wielokrotnie sygnalizowały one możliwość wystąpienia związków chemicznych o budowie podobnej do materiałów wysokoenergetycznych; reagowały np. na namiot wykonany z PCV.
Urządzenia wykorzystywane są tylko do wstępnych, szybkich testów przesiewowych, wskazujących co najwyżej na możliwość wystąpienia związków chemicznych mogących być materiałem wysokoenergetycznym. Urządzenie wskazywało biegłym, że badany element powinien być zabezpieczony i poddany szczegółowym, profesjonalnym badaniom w laboratorium - mówił Szeląg. Według prokuratury dopiero badania laboratoryjne zabezpieczonych w Smoleńsku próbek będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych - próbki te były zaplombowane i pozostawały w dyspozycji Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej.
W pierwszej połowie listopada w rozmowie telefonicznej rosyjski wiceprokurator generalny Aleksander Zwiagincew zapewniał szefa polskiej prokuratury Andrzeja Seremeta o "daleko idącym wsparciu" w przyśpieszeniu realizacji wniosku w sprawie przekazania do Polski próbek z wraku Tu-154M.
W połowie listopada prokuratura ujawniła natomiast, że urządzenia, używane przy badaniu wraku w Smoleńsku, reagowały w analogiczny sposób podczas badań znajdującego się w Mińsku Mazowieckim drugiego samolotu Tu-154M i podawały sygnały mogące wskazywać na obecność materiałów wysokoenergetycznych, w tym wybuchowych.