Ta sprawa nie jest typowa - zanim w sądzie złożono akt oskarżenia, ferowano w niej wyroki; robili to politycy, media, opinia publiczna - mówił na wstępie oskarżyciel, nazywając to medialnym widowiskiem. Apelował do sądu o ocenienie tej sprawy na chłodno i bez emocji. Zarazem podkreślił, że były podstawy do zatrzymania lekarza, bo ujawniły się dowody na korupcję w klinice kardiochirurgii.

Reklama

Jednocześnie prokurator podkreślił, że wprowadzenie przez dr. G. nowych zasad prowadzenia kliniki, polegających m.in. na zwiększeniu rygorów higienicznych, ograniczeń odwiedzin i zwiększenia dyscypliny pracy doprowadziło do zwiększenia liczby zabiegów i konsultacji kardiochirurgicznych. Skutkowało to jednak - jak mówił Nowak - arbitralnością decyzji ordynatora, kogo przyjąć, a kogo nie; pogorszyło też atmosferę pracy i wywołało oskarżenia o mobbing.

Trwający od listopada 2008 r. przed Sądem Rejonowym Warszawa-Mokotów proces jest precedensem jako sprawa o granice między korupcją a powszechnym w polskich szpitalach "okazywaniem wdzięczności" lekarzom przez pacjentów po operacjach. Pod koniec procesu sąd - na wniosek obrońcy kardiochirurga - zgodził się na zaliczenie do materiału dowodowego wniosku grupy posłów o postawienie przed Trybunałem Stanu b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, któremu zarzucono naciski na organa ścigania i media w tej sprawie.

52-letni dziś dr Mirosław G. został w spektakularny sposób zatrzymany w lutym 2007 r. przez agentów Centralnego Biura Antykorupcyjnego, którzy wyprowadzili go ze szpitala w kajdankach - co pokazano potem w telewizji. "Okazało się, że pan doktor Mirosław G. jest bezwzględnym, cynicznym łapówkarzem. Zebrane w tej sprawie dowody mogą też świadczyć o tym, że mogło też dojść do zabójstwa" - mówił wówczas szef CBA Mariusz Kamiński. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro dodawał: Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie.

Reklama

Sprawa wywołała publiczną dyskusję o teatralizacji czynności procesowych i wykorzystywaniu ich w propagandowych celach. Media podały, że CBA nadało jednemu z wątków sprawy kryptonim "Mengele". CBA twierdziło, że nie chciało nikogo tym piętnować. Razem z lekarzem oskarżonych jest 20 osób wręczających mu korzyści majątkowe.

Wobec G. toczą się też dwa oddzielne procesy. W 2010 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie oskarżyła go o błąd w sztuce. W 2005 r. miał narazić pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia przez podjęcie decyzji o leczeniu zachowawczym, a według śledczych należało go zakwalifikować do zabiegu operacyjnego wymiany zastawki aortalnej. G. grozi do 5 lat więzienia. Nie przyznaje się także do tego zarzutu.

Z kolei w 2011 r. prokuratura oskarżyła G. o nieumyślne narażenie pacjenta na utratę życia i nieumyślne spowodowanie jego śmierci przez pozostawienie gazy w sercu po operacji. Pozostawienie gazika G. uznał za błąd w sztuce, ale nie przestępstwo. Grozi mu za to do 5 lat więzienia.