Nie warto dłużej tracić czasu na mieszkanie w dużym mieście, bo w jego okolicy można żyć wygodniej i wolniej. Domy i mieszkania są tańsze, łatwiej o przedszkole, rośnie poziom szkolnej edukacji, szybciej dostaniemy się do lekarza, a dojazd do metropolii staje się łatwiejszy. Satelity leżące w orbitach Warszawy, Poznania, Gdańska i Katowic, a także innych dużych miast, z roku na rok zyskują na znaczeniu.
Zjawisko organizowania życia z dala od metropolii nasila się i staje się modne. W dużym stopniu dotyczy Warszawy, ale w innych regionach kraju też jest coraz popularniejsze. – Miasto wciąż pozostaje miejscem aktywności zawodowej osób decydujących się na ruch odśrodkowy, ale przedmieścia zaczęły rozwijać się nie tylko pod względem mieszkaniowym, lecz także infrastrukturalnym i rekreacyjnym – mówi Konrad Niklewicz, wiceszef Instytutu Obywatelskiego, były wiceminister rozwoju regionalnego.

Tu mówią przepraszam

Kiedy Niklewicz był wiceministrem, jego resort ogłosił, że w Polsce badany będzie Lokalny Wskaźnik Rozwoju Społecznego. Przeprowadzeniem badania zajęło się Biuro Projektowe Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP). Niedawno zostały opublikowane wnioski z tych badań. Okazało się, że mamy w Polsce pierwszą ligę powiatów, położonych głównie w okolicach dużych miast, gdzie wskaźniki rozwoju, a także poziom zadowolenia mieszkańców z życia właśnie w tym określonym miejscu są tak samo wysokie, jak w wiodących metropoliach, np. Warszawie, Poznaniu czy Krakowie. A koszty i komfort wydają się nieporównywalnie bardziej atrakcyjne.
Reklama
– Przykładów są dziesiątki – Bartek Tumidalski, menedżer z branży ubezpieczeniowej, sięga pamięcią do czasów, kiedy mieszkał z rodziną w bloku na warszawskim Ursynowie. Dziś mają dom na terenie powiatu pruszkowskiego, a do pracy dojeżdża w 25 minut. Trzy lata temu musiał na to poświęcać kwadrans więcej. – Ubezpieczenie samochodu, tylko OC, w Warszawie kosztowało o połowę więcej, co, nawet biorąc pod uwagę spadek wartości auta, jest imponującym wynikiem. Kiedy wpadłem nim w dziurę w drodze przed domem, napisałem e-maila do wójta, w którym nie przebierając w słowach, żądałem naprawy. Prawie spadłem z krzesła, gdy po kilku godzinach dostałem odpowiedź, w której wójt zaproponował spotkanie. Poświęcił mi ponad pół godziny, przeprosił, a dziura po czterech dniach zniknęła. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w Warszawie. Poza tym nie mam czynszu, kredyt na dom jest niewiele większy niż na poprzednie mieszkanie, do tego 800 metrów ogrodu. I zero wątpliwości – opowiada Bartek.
Biorąc pod uwagę jego doświadczenia oraz ustalenia ekspertów ONZ, warszawiacy powinni wybierać następujące powiaty: Pruszków, Piaseczno, Legionowo, Warszawa-Zachód i leżące nieco dalej Żyrardów i Grodzisk Mazowiecki, a w drugim rzucie Otwock, Sochaczew i Nowy Dwór Mazowiecki. Poznaniacy mogą coraz śmielej zerkać w stronę całego powiatu okalającego stolicę Wielkopolski ze wszystkich stron, ze szczególnym uwzględnieniem Swarzędza. Mieszkańcy Katowic powinni poszukiwać atrakcyjnych ofert z Dąbrowy Górniczej, Sosnowca, Bytomia, Tychów i Rybnika. Gdańszczanie z Pruszcza Gdańskiego i Wejherowa, a Wrocławianie z bliskich okolic miasta lub położonego nieco dalej Lubina. We wszystkich wymienionych tu wielkomiejskich satelitach wskaźnik rozwoju społecznego jest bardzo wysoki: sięga od 62,8 do 99,8 punktów (na maksymalne 100) i jest identyczny jak w pobliskich metropoliach.
Ranking najatrakcyjniejszych powiatów siłą rzeczy otwiera Warszawa (jednocześnie gmina i miasto na prawach powiatu), bo stolica dominuje w niemal wszystkich zestawieniach lokalnego powabu. Ale tuż za nią znajduje się wiele powiatów satelickich, już nie tylko mazowieckich. Są to wspomniane Piaseczno, Pruszków, Warszawa-Zachód, Sopot, Legionowo, Siedlce, powiat poznański, Otwock czy Tychy. Jednak zdaniem Piotra Araka, koordynatora badań Lokalnego Wskaźnika Rozwoju Społecznego i eksperta resortu pracy, tendencja zwiększania się walorów tzw. obwarzanków dotyczy wszystkich dużych miast. Jest coraz silniejsza i będzie rosnąć. – Migracje na przedmieścia niosą plusy i dla migrujących, i dla wybieranych powiatów – przekonuje Arak. – To ciekawy proces socjologiczny, który nie niesie z sobą żadnych wad i na dłuższą metę ma same plusy.
Dla powiatów najważniejsze jest płacenie podatków przez nowych mieszkańców. Bo jeśli decydują się na przeprowadzkę, zwykle w nowym lokum się meldują i odprowadzają daninę na rzecz lokalnej władzy. Wyjątkiem bywają sytuacje, w których mają jeszcze co najmniej jedną nieruchomość – na terenie pobliskiego dużego miasta i wolą formalnie być przypisani do niej, co oznacza również najczęściej odprowadzanie podatku w mieście. Dzięki fiskalnemu związaniu z nowym miejscem lokalna władza zyskuje wyższe wpływy, które może np. przeznaczać na społecznie ważne inwestycje.
Statystyki Ministerstwa Finansów pokazują, że małe satelickie miasta nie mają powodów do narzekania na wpływy z PIT. Na przykład Podkowa Leśna w ubiegłym roku uzyskała od jednego mieszkańca około 2,5 tys. zł, Konstancin Jeziorna 1,9 tys. zł, Michałowice 1,8 tys. zł, podobnie jak Lesznowola. Wszystkie te miejscowości leżą w pobliżu Warszawy, ale niewiele mniejszymi zastrzykami gotówki charakteryzują się obwarzanki innych metropolii, szczególnie Poznania i Katowic. Wynoszą od 1,2 do 2 tys. zł per capita. Wszędzie, w większym lub mniejszym stopniu, przekładają się na inwestycje zwiększające wskaźniki poziomu życia.

By żyło się lepiej w praktyce

Swarzędz stawia na inwestycje, które mają pomóc mieszkańcom poczuć się wygodnie. Przebudowuje ratusz, aby załatwianie niezbędnych spraw było prostsze i szybsze. Remontuje przedszkola, aby rodzice nie mieli wątpliwości, czy dzieci nie trzeba wozić do Poznania. Satelita stolicy Wielkopolski stawia też na poszerzenie bazy rekreacyjnej, aby uchodzić za miejsce, w którym można wypoczywać: rozbudowuje malowniczą aleję na jeziorem, zainwestował w skatepark. Amatorom rajdów handlowych zapewni niebawem możliwość korzystania z nowych miejsc zakupów. Inwestuje w modernizację lokalnych dróg, aby błyskawiczne i komfortowe połączenia z Poznaniem, gdzie pracuje duża część mieszkańców Swarzędza, były wreszcie faktem, a nie zapowiedzią.
W powiecie golubsko-dobrzyńskim, który cieszy się dużym wzięciem zarówno wśród rodowitych mieszkańców Torunia, jak i Bydgoszczy, też się dzieje. Cena metra mieszkania bywa niższa o 20–30 proc. niż w większych miastach regionu, zaś komfort jest znacznie wyższy. I nie zmienia tego nawet 70-kilometrowe oddalenie od Bydgoszczy (do Torunia jest 30 km). W Golubiu w 2006 r. zameldowanych było 13 tys. mieszkańców, trzy lata później już o tysiąc więcej. Wszystko wskazuje na to, że tendencja wzrostowa będzie się utrzymywać. Rocznie może tu przybywać od 300 do 500 nowych mieszkańców. Tym bardziej że nie ma większych problemów z uzyskaniem od miasta świadczeń, które w Toruniu czy Bydgoszczy nie są już takie pewne. Samorząd zapewnia m.in. funkcjonowanie czterech publicznych szkół podstawowych, czterech gimnazjów, szkoły zawodowej, dwóch liceów profilowanych, liceum sztuk pięknych, trzech techników, nawet dwóch szkół muzycznych.
Podwarszawskie Piaseczno z kolei w lutym 2013 r. zdecydowało o dofinansowaniu 22 klubów sportowych, w których trenuje ponad 2,2 tys. zawodników. Kwota dotacji na ten rok to 2,2 mln zł. Dzięki niej wielu zawodników będzie mogło szlifować formę i prezentować swoje osiągnięcia na zawodach rangi wojewódzkiej i krajowej. Mowa oczywiście nie tylko o zawodowcach (takich jest tu niewielu), ale głównie o mieszkańcach, którzy dzięki polityce samorządu mogą amatorsko, ale w oparciu o wskazówki trenerów doskonalić swoje umiejętności. Nawet jeśli żaden z nich nie przywiezie nigdy do Piaseczna olimpijskiego lauru, dofinansowanie działalności klubów, w których trenują a i tak zasługuje na pochwałę.
Atrakcyjnością kusi coraz bardziej śląski Rybnik, reklamujący się zabawnym i inteligentnym hasłem: „Miasto z ikrą”. To dobra i dość tania alternatywa dla mieszkańców Katowic, bo choć jest położony 50 km od stolicy województwa śląskiego, pozwala dostać się do niej w ok. 40 min. Różnica w cenie 60-metrowego mieszkania może wynosić ponad 100 tys. zł, w przypadku domu nawet ćwierć miliona. Jak przekonuje Lucyna Tyl z urzędu miasta w Rybniku, samorządowi, także z tych powodów udało się nie tylko zatrzymać odpływ mieszkańców, lecz także ściągnąć nowych. – Robimy wszystko, by było ich coraz więcej – zapewnia. Od 2000 r. w Rybniku wybudowano np. 12 sal gimnastycznych przy 12 szkołach. Średnia jest zatem imponująca – jedna sala każdego roku. Takimi wynikami nie może pochwalić się żaden inny samorząd leżący w okolicach metropolii. Podobnie jak koncertem supergrupy Guns’N’Roses, która wystąpiła w ubiegłym roku na stadionie miejskim w Rybniku.
Z kolei Pruszków, graniczący od zachodu z Warszawą, znalazł pieniądze na uruchomienie i utrzymywanie 15 publicznych przedszkoli. Dodatkowo stworzył warunki do funkcjonowania czterech niepublicznych. Jest także na dobrej drodze do całkowitego rozwiązania problemu brakujących miejsc opieki dla dzieci, też w żłobkach. Dzisiaj w mieście liczącym ponad 55 tys. osób jedynie 70 dzieci nie udało się umieścić w publicznym żłobku. W Warszawie, i to w Śródmieściu, gdzie liczba młodych ludzi mających dzieci należy do najniższych w mieście, znalezienie się na miejscu 200. listy rezerwowej zaraz po uruchomieniu zapisów jest stosunkowo dobrym osiągnięciem. O pechu mówią ci, którzy są w okolicach miejsca 500.
Ale Pruszków ma z czego łożyć na świadczenia, które swoim mieszkańcom winny jest każdy samorząd. Jak podaje urząd miasta, dochód gminy na głowę mieszkańca w 2011 r. wyniósł 2,6 tys. zł, wydatki ponad 3 tys. zł. Warszawa tymczasem osiąga średnio co roku wpływ na poziomie 1,4–1,5 tys. zł per capita. Przy znacznie większej liczbie zadań oznacza to konieczność ograniczania wydatków, na które Pruszków może sobie pozwolić w stopniu znacznie większym. – Nasza siła nie leży w pięknie naszego miasta, bo ono w dużym stopniu wyrosło z krajobrazu postindustrialnego – tłumaczy Jan Starzyński, prezydent Pruszkowa. – Bierze się głównie z atrakcyjnego położenia i doskonałej komunikacji, głównie kolejowej z Warszawą, gdzie tysiące osób u nas mieszkających pracuje. Do dyspozycji są pociągi SKM i WKD, nie trzeba jeździć samochodem. Zresztą pociągiem można dostać się z Pruszkowa do centrum Warszawy w 20 minut. Szybciej niż np. z Białołęki.
To, jak zauważa prezydent Starzyński, mogło wpłynąć na wzrost liczby osób na emeryturze, które od niedawna w znacznie większym stopniu niż wcześniej osiedlają się na terenie powiatu. – Tym bardziej że ceny nowych mieszkań w Pruszkowie są bardzo atrakcyjne (ok. 5 tys. zł za 1 mkw. – red.), a i wybór jest coraz lepszy – dodaje prezydent.
Co więcej, powiedzenie aktualne w latach 90. w kontekście działań gangu pruszkowskiego: „Gdzie kończą się Reguły, zaczyna się Pruszków” (Reguły to nazwa miejscowości) – dawno straciło rację bytu. Poziom przestępczości jest niski. Nawet „Pershinga” mało kto pamięta.
Piotr Arak przekonuje, że w najbliższych latach będziemy mieli do czynienia z nowym zjawiskiem społeczno-geograficznym. Ostre granice między metropoliami – Warszawą, Gdańskiem, Poznaniem czy Katowicami – a ich okolicami zostaną utrzymane, ale jedynie formalnie. Nie będzie definitywnych wchłonięć mniejszych organizmów samorządowych przez miasta, z czym mieliśmy do czynienia ponad 10 lat temu w Warszawie, której przybyła nowa dzielnica Wesoła. Jednak społeczne granice miastem a obwarzankami zostaną kategorycznie i definitywnie zatarte.
Dzięki klasie średniej, która wysyła dzieci do gimnazjów w miejscu zamieszkania, poziom tych szkół będzie musiał być coraz wyższy. Podobnie lokalna służba zdrowia, od której mieszkańcy będą wymagać przyzwoitych usług, będzie musiała tym wymaganiom sprostać. Jeżeli będą na niższym poziomie, stracą zainteresowanie świadomych swoich praw i potrzeb mieszkańców, uznających wysoki standard nie za luksus, lecz codzienność, a co za tym idzie – radykalnie spadną im wpływy. Poziom usług w satelitach będzie równał do wysokiego poziomu metropolii, co w praktyce w dużym stopniu zunifikuje miasta i przedmieścia. Powstaną organizmy, które będzie można nazywać metropoliami wyższego rzędu – przekonuje.
Ale Konrad Niklewicz z Instytutu Obywatelskiego zwraca uwagę, aby nie popadać w hurraoptymizm, bo nie wszystko złoto, co się świeci. I przywołuje przykład niektórych podwarszawskich gmin, w których powstały nowe osiedla mieszkaniowe. – Okazało się, że podstawowa infrastruktura, np. wodociągi, nie jest w stanie zaspokoić potrzeb – mówi Niklewicz.
Tak było na przykład w Lesznowoli koło Piaseczna. Tam pojawiły się problemy z dostawami wody. A dzisiaj trudno sobie przecież bez niej wyobrazić choć jeden poranek.
Dla powiatów najważniejsze jest płacenie podatków przez nowych mieszkańców. Bo jeśli decydują się na przeprowadzkę, zwykle w nowym lokum się meldują i odprowadzają daninę na rzecz lokalnej władzy