W 2013 r. w polskiej armii czterech mundurowych targnęło się na własne życie. Biorąc pod uwagę, że wojsko liczy ok. 100 tys. ludzi, to niewiele. Jeszcze w 2012 r. w szeregach armii doszło do 11 takich wypadków. W poprzednich latach ta liczba była jeszcze wyższa.
– To dobra, stała tendencja – komentuje psychiatra dr Piotr Ilnicki z Wojskowego Instytutu Medycznego. – Proszę pamiętać, że bardzo często te samobójstwa nie są wynikiem sytuacji w wojsku, ale problemów rodzinnych, finansowych czy alkoholowych – dodaje.
Skąd bierze się poprawa? – To przede wszystkim efekt tego, że zniesiono służbę zasadniczą i teraz w wojsku są tylko zawodowcy, dla których taka ścieżka kariery to świadomy wybór – przekonuje DGP osoba, która od lat bada zjawisko samobójstw w armii. – Na pewno na poprawę samopoczucia żołnierzy wpływa brak typowego życia koszarowego spowodowany tym, że dziś większość z nich codziennie nocuje w domach – dodaje.
Na tle innych armii wypadamy bardzo dobrze. W Stanach Zjednoczonych w 2012 r. współczynnik samobójstw był rekordowo wysoki i wynosił aż 30 na 100 tys. mundurowych. Doszło do tego, że praktycznie codziennie jeden amerykański żołnierz odbierał sobie życie. Z kolei jak podał „Independent”, w Wielkiej Brytanii w 2012 r. samobójstwa popełniło 21 wojskowych. Oznacza to, że współczynnik wynosi ok. 10 na 100 tys. Polscy żołnierze są też zdecydowanie bardziej zrównoważeni emocjonalnie niż cywile – w podobnej grupie wiekowej (24–49 lat) wśród mężczyzn życie odbiera sobie 30 na 100 tys. obywateli.
Reklama
Problemem jest to, że dalej nie wiemy, co się dzieje z tymi, którzy z polskiego wojska odchodzą. Wiadomo, że to grupa szczególnie podatna na wahania emocjonalne. Na Zachodzie wśród weteranów odsetek samobójców jest większy niż wśród żołnierzy w służbie. Polska ustawa o weteranach daje możliwości monitorowania zdrowia tych, którzy zostali ranni na misjach, ale to 5 proc. żołnierzy uczestniczących w wyjazdach.
Żołnierze często nie mają oficjalnie wpisanego uszczerbku na zdrowiu, ale potem mają problemy psychiczne – przyznaje Marek Rzodkiewicz, wiceprezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju. – Trudno obserwować wszystkich, którzy byli na misjach, ponieważ jest to bardzo duża liczba. Wiele osób ma oznaki stresu pourazowego, które mogą prowadzić do tragedii, ale nie chcą tego leczyć i gdy im się to zaproponuje, oburzają się – stwierdza żołnierz i dodaje, że po powrocie z misji powinno się przechodzić dogłębne, indywidualne badania psychologiczne, czego na razie brakuje.
Jak do problemu podchodzi Ministerstwo Obrony Narodowej? Minister Tomasz Siemoniak zapowiedział opublikowanie raportu dotyczącego samobójstw. Do dziś tego nie zrobił.